Blog
Czas na jesiennego kabana
Jesień to pora roku, którą część wędkarzy kończy sezon. Jest to też czas, w których nie można spodziewać się licznych brań. Kapryśna, nużąca aura nie jest wymarzonym czasem na spędzanie weekendu w namiocie. Należę do osób, które lubią wyzwania i nie lubią upałów, dlatego jesień to czas, kiedy można spokojnie usiąść nad ulubioną wodą i popracować nad nią z innej perspektywy. Nie jadę nad wodę po herb na tarczy. Chcę pogłębić wiedzę o jesiennym wędkowaniu i nacieszyć oko pejzażami malowanymi przez naturę. Jesień rządzi się swoimi prawami. Natura niejednokrotnie jest nieprzychylna dla wędkujących, jednakże każdy, kto uda się na kilkudniowa zasiadkę wie, że ta pora roku, potrafi obdarzyć braniami rzadkimi, ale jeżeli coś się uwiesi, to może to być ładny okaz Podstawa to obserwacja wody. Warto odłożyć rozpakowywanie i zerknąć na znaki dawane przez mieszkańców podwodnego świata. Drugiej szansy możemy już nie dostać. Drugą, także bardzo ważną czynnością, jest dla mnie dobór przynęty. W chwili, kiedy temperatura wody oscyluje w granicach 12-14°C nie sypię dużo. Drobny pokarm z pokruszonych kulek oraz dobry Stick Miks to wystarczająca porcja. W końcu chcę zachęcić cyprinusy do współpracy, a nie je nakarmić. Do tego sprawdzona kulka i można czekać na efekt końcowy.
Oczywiście sprawdzony musi być także zestaw końcowy. W takich sytuacjach skupiam się na ostrych hakach Korda Wide Gap zmontowany w nieklasyczny Chod Rig. Nie inaczej było i tym razem. W czasie niesprzyjających warunków atmosferycznych, w ciepłym namiocie czekałem na to, co przyniesie mi los. Los okazał się łaskawy. Podczas krótkiej zasiadki udało się złowić kolejną 20-dziestkę z Łowiska Gosławice. Branie było bardzo delikatne. Pomimo rozkręconego hamulca, szpula stała jak zaklęta. Jedynie drgająca szczytówka sygnalizowała ruch po drugiej stronie. Na nic zdała się duża czułość sygnalizatorów. Jeden pik, to wszystko. W takich przypadkach, czujności człowieka nie zastąpi żaden, nawet najlepszy sygnalizator. Radość była nie do opisania, szczególnie dlatego, że od dawna na tym stanowisku, nie było ryb na macie. Do końca zasiadki udało się wyholować jeszcze kilka mniejszych sztuk, które także wywołały wiele emocji. Niestety nie mogę ich porównać do poprzednika. Po raz kolejny przekonałem się na własnej skórze, że bankowe miejsca, które dobrze się zna, nie zawsze dają rybę. Tym razem do sukcesu przyczyniła się obserwacja wody. Gdyby nie znaki dawane przez mieszkańców łowiska, nie postawiłbym zestawów w miejscach, które przełożyły się na zdjęcia z karpiami.
Z karpiowymi pozdrowieniami
Przemysław Badyniak