Blog
Kron: 3K wiosenką
3K. To tam w kilka dni po mroźnych zawodach udałem się na rekonesans. To świetna woda zasobna w ryby, choć one nie zawsze chcą współpracować tak jakbyśmy sobie tego życzyli. Tym razem miałem możliwość skorzystać z łódki wraz z echosondą, której użyczył mi kolega Andrzej. Pogoda zapowiadała się słonecznie, choć dwa nocne figle spowodowały, że piecyk ponownie został odpalony. Ale jak było. Stanowisko rozstawiłem na jednym z lepszych miejsc na tej wodzie. Równy teren i bliskość wody to jest to, co lubię. Z namiotu miałem śliczny widok i na wodę i na kije. Teraz tylko dopracowanie pierwszego futru i wieziemy w siną dal. Aż pod drugi brzeg gdzie dno pięknie się wypłyca. Tym razem na owocowo, choć na stawie obok koledzy złowili pierwsze ryby na aromaty rybne. U mnie Mega Tutti Frutti i zalewa halibuta plus drobny pellecik halibuta. Tak doprawiona zanęta trafiła do wody. Dwa smaki – Mega Tutti Frutti i Fruit Frenzy zawiesiłem na włosach. Wywózka i czekamy. Trwało to cały dzień i bez najmniejszego piii. Kombinacja z zestawami położonymi głębiej czy na spadkach nie dawały żadnego efektu. Postanowiłem, że łódką dziś już nie będę wywoził a oba zestawy wieczorem z rzutu postawię na dość płytkiej wodzie. 1,2 metra. Czekanie i czekanie i wreszcie pierwsze delikatne podciągnięcie swingera. Podchodzę do wędek a swinger klei się pod kij. Delikatne podcięcie i jest lekki opór. Chwila holu i pierwszy mały z 3K ląduje w podbieraku. Naprawdę mały po niecałe 4kg. Ponownie zestaw w to samo miejsce. Czekam a w tym czasie przychodzi mróz. Jeszcze nie zdążyłem o nim zapomnieć, więc nie dziwiła mnie zimna nocka. Gdy mróz się nasilał pomału układałem bambetle w namiocie i szykowałem odpalałem piecyk do odpału. Miło zaskoczyło mnie ponownie piii i już stałem przy kijach. Branie nieznaczne i delikatne. Podobne do pierwszego, choć powtórzone kilka razy. Podcinał i znowu coś wisi na końcu. Jest większy i także po krótkim holu ważę rybkę. 8kg. Robi się ciekawie. Teraz też Mega Tutti Frutti zasmakowało. Niczego nie zmieniam i zarzucam wędkę. Do późnej nocy nie dzieje się nic, więc pomału odpływam w namiociku otulony ciepłem. Mój sen trwa do godziny 2 i wtedy jest trzecie branie. Wygrzebać się w taką zimna noc nie za bardzo mi się chciało, ale przyjechałem na ryby, więc zrywam tyłek i podlatuję do wędek. Jest branie i jest zacięcie, więc zaczynamy hol. To już całkiem inna ryba. Szarpie mocniej i ciągnie w prawo pod trzciny. Nie ma problemu z przełożeniem żyłki nad nimi i kontynuowanie holu z otwartej wody. Karp odpalił kilka razy, ale osłabł i jest. W podbieraku pełnołuski. Ważenie i 11kg. Jest fajnie, ale nie do końca. Dlaczego? O tym na końcu. Do ostatniego dnia zasiadki moje kombinacje nie przyniosły już żadnego efektu. Skaczące ciśnienie i maksymalnie wysokie zamuliły kapry na maksa. Nie było już widoków na kontakt z rybą, więc postanowiłem się pakować i to tyle z tego wypadu. Zanim jednak to – odpowiem, dlaczego nie mam zdjęć tych trzech rybek. Wszystkie nie były fotogeniczne. Każda była w pewien sposób okaleczona i każdą musiałem zaopatrzyć porządnie klinikiem. Miały dość spore rany po drapieżnikach. Nawet ten największy miał ogon w strzępach i ślady po uderzeniu wielkimi szczękami suma. Jakby je ktoś chciał oskórować. To, dlatego nie robiłem zdjęć. Czasem trzeba mieć umiar. Taka pamiątka to żadna wspominka – lepiej poczekam. Leon kiedyś weźmie a jest już zacnej wagi – może polubi Mega Tutti Frutti? Pozdrówka KRON, kwiecień 2015