Blog
Ślepowron w wykonaniu Bartka Zająca
Wypady na wodę PZW Podolsze to dla mnie zawsze swoiste wyzwania, związane ze stopniem trudności tego pięknego, starego i wymagającego, pożwirowego akwenu. Woda obfituje w bogactwo naturalnego pożywienia pochodzenia roślinnego i zwierzęcego m.in. małży, raka i ochotki. Kto był, ten wie jak wybredne i ostrożne są większe okazy na tym łowisku. Duża ilość roślinności dennej nie ułatwia łowienia, a do tego masa zatopionych przed laty drzew oraz liczne podwodne górki przypominające wykres EKG, marzenie każdego karpiarza szukającego wyzwań. Burza myśli jak i czym przebić się przez ten szwedzki stół naturalnych przysmaków karpi. By łatwiej wstrzelić się w nutę smakowo-zapachową, nęcę miksem czterech kul: GLM Squid, Pepper Fish, Hot Spice – Plum oraz GLM Squid Strawberry, całość wcześniej zalana Amino i zapanierowana w proszku Big One. Na lewym kiju ląduje GLM Squid zbalansowany popkiem ananasa, a na prawym Plum 20mm, oba zestawy z apetycznym parówkami Stick Mixa. Od strony stopera robię kilka głębszych nacięć zadziorem od igły, by szybciej uwolnić aromat, a całość zamykam w paście GLM, która podkreśla walory smakowe przynęty a zarazem lepiej smuży. Pogoda pod psem, leje, wieje, błoto po kostki, ale na to przecież liczyłem, wiedząc że długotrwały zakis to dobry czas na duże i ostrożne miśki. Pierwsza doba bez pika, dalej pompa, pokazują się bańki na wodzie, donęcam kobrą. Wieczorny chłód i wilgoć dają się we znaki. Napełniam wrzątkiem termofor w polarku i pod kurtkę, zapewniam że komfort termiczny gwarantowany. Przed północą centralka zaczyna grać, muzyka dla uszu. Cieszę się, gdyż moja strategia zaczyna owocować pierwszymi braniami a w korycie ląduje kilka fajnych karpików. Po drugiej krótkie pip, kilkusekundowa przerwa i branie w tempie kolei TGV, zamykając modulacje sygnalizatora. Szybki dobieg z podpartym ślizgiem na biodrze, ubłocony po pachy staram się nie stracić zdrowego rozsądku, wiem że na kiju mam piękny okaz, który nie daje za wygraną, fundując mi długie i ciężkie odjazdy. Nie wiem jak długo trwał hol, ale jestem zmęczony i bardzo szczęśliwy, lądując okazałego miśka w podbieraku. Zaglądamy karpiowi w pyszczysko, dziewicze. Nie mogę zasnąć, nad ranem hanger powoli przykleja się do kija, dobiegam i po zacięciu widzę, że karp po kilkunastu metrach zmienia kierunek i z uporem crosuje w kierunku górki obsianej małżami. Mono przeskakuje po skorupiakach, ale ryba odbija w drugą stronę, a ja odzyskuję kontrolę nad holem, który po kilkunastu minutach kończy się udanym podebraniem. Przed wyjazdem na chwilę wyjrzało słońce, w namiocie bandżaj, wszystko mokre, czas wracać. Takich emocji i wspomnień nie odbierze nam nikt i nic, łącznie z paskudną pogodą. Przed nami najlepsza część sezonu, udanych zasiadek, pozdrawiam.
Bartek Carpmix