Blog
Spotkanie z królem.
Spotkanie z królem
Jest jesień i naszą pierwszą wspólną wyprawę mamy z Martinem już za sobą. Siedzimy nad szklanką łagodnego napoju i ustalamy, dokąd jeszcze w tym roku wyruszymy. Z przykrością jednak informuję Martina, że w tym roku z rybami będzie słabiej, ponieważ muszę wyjechać z dziewczyną na miesięczny urlop.
Następnie jednak dodaję jednym tchem, że jak tylko przyjadę, załatwię formalności związane z pracą i zwijamy się stąd… Wspólnie więc wybieramy miejsce docelowe na początek listopada. Tym razem wybór pada na pewną rzekę we Francji.
W połowie mojego urlopu Martin przysyła wiadomość o takiej treści, że już dłużej nie wytrzyma i jedzie na ryby, konkretnie do Austrii. Następnego dnia przychodzi następna wiadomość od Martina, że nad jeziorem jest pełno i przemieścił się na inne jezioro, gdzie już w tym roku razem wędkowaliśmy.
Trzy dni później, dokładnie w chwili, kiedy stoję na wybrzeżu San Francisco i obserwuję tutejszego wędkarza, odzywa się w mojej kieszeni telefon. Na wyświetlaczu widzę, że dzwoni Martin. Natychmiast staje się dla mnie jasne, że jest źle, ryby oczywiście biorą, a ja jestem po drugiej stronie kuli ziemskiej. Martin od razu potwierdza moje przypuszczenie i oznajmia, że właśnie złowił dwa piękne karpie, a mianowicie karpia pełnołuskiego o wadze 23,5 kg i golca ważącego 24,2 kg. Oba nie mogły się oprzeć naszemu ulubionemu Ocean Secret o smaku Salmon & Peach .
Pozostała część urlopu ostatecznie upłynęła jak woda, a ja już jestem w domu i pakuję rzeczy na ostatnią jesienną wyprawę w 2013 roku. Po sprawdzeniu prognozy pogody zmieniamy plany, francuską rzekę zostawiamy sobie na kiedy indziej i kierujemy się w stronę Słowenii, nad jezioro, które w tym roku było dla nas takie hojne. Sześć godzin w samochodzie i powoli dojeżdżamy nad jezioro. Oczywiście wszyscy znacie to uczucie, kiedy zbliżacie się do miejsc, na których chcielibyście się rozłożyć i spełnić swoje marzenia.
Mamy szczęście i jedno z wybranych miejsc jest wolne. Następuje rozkładanie namiotów i przygotowania do pięciu nocy nad jeziorem. Na tę wyprawę tradycyjnie mieliśmy przygotowany zapas kulek Ocean Secret o smaku Salmon & Peach o średnicy 21 mm, a także Kill Krill w różnych rozmiarach i nowy Devill Krill o średnicy21 mm, który dostaliśmy od Karela do przetestowania.
Już od pierwszych godzin mamy brania. Ryby reagują na wszystkie oferowane przez nas łakocie. Pierwszej nocy łowimy od razu 15 karpi, z których największym jest karpik pełnołuski o wadze23,7 kg, który dał się skusić na dwie kuleczki Salmon & Peach. Przez dwa następne dni łowimy przeważnie ryby o wadze między5 a13 kilogramówi zdecydowanie możemy się nacieszyć wędkowaniem.
Jest niedziela, 22.11.2013, godzina dziewiąta rano. Dzień, godzina, moment, którego ani Martin, ani ja do śmierci nie zapomnimy. Siedzimy przed namiotami, jemy śniadanie i dyskutujemy. Nagle odzywa się sygnalizator Martina z prawej wędki, na której ma dwie tak skuteczne, nadipowane kuleczki Salmon & Peach, obtoczone w paście o tym samym smaku. Martin unosi wędkę i już przy pierwszym kontakcie z rybą widać, że mamy do czynienia z dużym osobnikiem. Ryba jednostajnym ruchem zabiera kolejne metry żyłki. Wsiadamy na ponton i wyruszamy za nią. Kiedy znajdujemy się nad rybą, natychmiast staje się jasne, że mamy silnego przeciwnika.
Po pięciu minutach na powierzchni pojawia się ogromna głowa wielkiego karpia, którego potężne ciało po pierwszej próbie ląduje w podbieraku. Z niedowierzaniem patrzymy na siebie z Martinem i żaden z nas nie jest w stanie odgadnąć, ile karp może ważyć. Dopiero przy przenoszeniu ryby do baseniku ukazuje nam ona swoją majestatyczność. Jest to dosłownie monstrualny karp pełnołuski, prawdziwie wystawowy egzemplarz. Umieszczamy go w torbie do ważenia i wynik zapiera nam dech. Po odczytaniu waga pokazuje 34,6 kgprzy długości109 cm!
Do ważenia wołamy miejscowego wędkarza, który łowi po sąsiedzku. Ten mówi nam, że ryba, którą złowiliśmy, ma na imię Steve. Jest to król tutejszego podwodnego świata. Przy wypuszczaniu go z powrotem do wody utwierdzamy się w przekonaniu, że takiej ryby nie zobaczymy już prawdopodobnie nigdy w życiu.
Następuje butelka szampana dla uczczenia zdobyczy. Martinowi udało się pobić swój osobisty rekord, rekord jeziora, a także rekord kraju, w którym wędkowaliśmy.
Pozdrawiam,
Filip Havelka
Tłumaczenie z języka czeskiego: Hanna Olejniczak