Aktualność
Gran Canaria- słońce, góry i KARPIE
Gran Canaria to ciekawy i popularny kierunek wakacyjnych wycieczek. Jednak i karpiarze znajdą tutaj coś dla siebie. O tym jak podczas rodzinnych wakacji wyrwać się na dobową zasiadkę opowie Wam Rafał Kika.
Pomysł wyjazdu na kanaryjskie karpie zrodził się spontanicznie podczas jednej z wielu rozmów w czasie wiosennej zasiadki na Pstrążnej. To wtedy Dawid Starzyk zaczął snuć opowieści o odległych zbiornikach zaporowych na Gran Canarii i mieszkających w nich karpiach. Decyzja była szybka: skoro mam już zarezerwowane rodzinne wakacje, jedną dobę poświęcę na karpiowanie.
Mój przewodnik odbiera mnie z Puerto de Mogan i po ponad godzinie jazdy na północ, malowniczą drogą GC-60, docieramy na miejsce. Harry wskazuje mi dwie ciekawe miejscówki blisko brzegów jeziora. Zbiornik ma bardzo strome zbocza, szybko opadające do głębokości kilkudziesięciu metrów, więc kluczowe jest precyzyjne położenie zestawów.
Do wody wędrują zestawy uzbrojone w kulki RK Baits o smakach Squid – Orange oraz Monster Crab. Nęcę bardzo drobno, po 10 kulek na zestaw, do tego dwie garści gotowanych ziaren, wymieszanych z method mixem RK, całość dopalona boosterem o tych samych smakach. Mam ze sobą bardzo mało towaru, ponieważ ograniczała mnie waga bagażu, a żadna linia lotnicza nie pozwoli na przewóz kulek w bagażu podręcznym.
Po godzinie mam pierwszy odjazd na zestaw położony w odległości około 180 metrów, pod drugim brzegiem i na macie ląduje pięknie ubarwiony karpik. Połakomił się na pojedynczą kulkę pop-up Squid – Orange. Wywożę zestaw ponownie i mam kolejną roladę na szpuli, tym razem na Monster Craba położonego po lewej stronie, pod moim brzegiem. Kolejny misiek na macie, szybka sesja i do wody. Jestem bardzo zadowolony, minęły około 2 godziny, a ja mam już dwie ryby. W międzyczasie odwiedził nas Dave, właściciel firmy organizującej wyprawy i dowiózł resztę sprzętu. Panowie życzyli mi powodzenia i umówili się ze mną na odbiór następnego dnia rano. Zostałem sam, w dziczy i bliskim kontakcie z naturą. Wokół żywej duszy, tylko piękne widoki otaczających mnie gór i jezioro.
Walczę dalej i kolejne karpie meldują się na macie. Szczególnie jeden z nich, pełnołuski, na długo pozostanie w mojej pamięci. Około 16:00 mam atomowy odjazd, podnoszę kij, dokręcam hamulec, ale ryba dalej jedzie jak szalona. Myślę: będzie coś większego. Karp zaparkował w roślinach przy brzegu. Wsiadam w ponton i płynę po rybę. Udaje mi się go uwolnić i podebrać. Moim oczom ukazał się common o wadze około 6kg. Sam siebie pytam: Serio? Masz tyle siły? Ryby z jeziora Chira są bardzo silne. Maję tutaj doskonałe warunki do rozwoju, a ciepła woda dodaje im energii. Do końca dnia doławiam jeszcze kilka ryb. Noc mija szybko. Biwak pod gołym niebem uprzyjemnia milion gwiazd nad głową. Jezioro znajduje się z dala od większych miast, dzięki czemu widok nocnego nieba jest niesamowity.
Rano przewożę jeszcze na szybko jeden zestaw i doławiam ostatnią rybę zasiadki. W sumie złowiłem sześć karpi w przedziale wagowym od 5 do 9 kg. Te największe skutecznie omijały moje zestawy, ale może następnym razem... Podczas pożegnania obiecałem Dave'owi: Do zobaczenia! Ja tu jeszcze wrócę.