Aktualność
2016-05-20
Karpiarz – mitologia upadłych?
W sumie nikt nie podał i nie określił tej definicji. Bo w sumie nikt nie jest w stanie jej podać.
Zastanawiałem się nad definicją tego hobby czy też zjawiska. Tak, właśnie zjawiska, bo w sumie zjawiskiem wciąż jesteśmy. Może już nie takim niecodziennym jak UFO czy prawdomówność naszej władzy, ale jednak pomimo wciąż sporej popularności, jaką cieszy się bycie „karpiarzem” oraz „karpiowanie”, wciąż jesteśmy w opozycji do prawdziwych i wytrawnych wędkarzy.
Niejednokrotnie zastanawiałem się nad stworzeniem takiej definicji. Definicji, która byłaby w stanie faktycznie nas – karpiarzy – określić. Moim zdaniem i w moim odczuciu tej części naszego życia, definicja słowa karpiarz powinna brzmieć następująco:
KARPIARZ – wędkarz stosujący w swoim postępowaniu wobec złowionych ryb zawsze zasadę „No kill”. Niezależnie od gatunku i rozmiaru złowionej ryby. Wyjątkiem może być ryba zmutowana i ewidentnie chora, nierokująca szans na przeżycie lub taka, której powrót do wody stanowiłby ewidentne zagrożenie epidemiologiczne dla innych ryb w danym zbiorniku. Karpiarz stosuje zestawy umożliwiające rybie (po nieumiejętnym holu) jak najszybsze uwolnienie się z zestawu i normalne przeżycie w warunkach jej środowiska. Karpiarz wszystkie swoje zdobycze podejmuje w taki sposób, aby ryby niezależnie od rozmiaru i gatunku były podjęte w jak najdogodniejszych i bezpiecznych dla nich warunkach oraz w miarę możliwości przebywały na brzegu w jak najbezpieczniejszym i najmniej dla nich inwazyjnym miejscu. W tym celu karpiarz stosuje np. maty karpiowe lub cokolwiek innego (np. zwilżony materac), co izoluje ryby od możliwych urazów fizycznych powstałych na skutek kontaktu ryby z wrogim jej środowiskiem lądowym. Po jak najszybszym udokumentowaniu fotograficznym zdobyczy ryba wraca do swojego naturalnego środowiska. Karpiarz jest wędkarzem, dla którego dbałość o środowisko naturalne – tak wodne, jak i lądowe – jest rzeczą nadrzędną i swoją postawą nad wodą oraz poza nią cały czas jest tego przykładem. W stosunkach z innymi wędkarzami, pomimo różnicy zdań na temat połowu i traktowania ryb, karpiarz pozostaje przy swoim widzeniu świata bez stosowania przemocy. W pierwszej kolejności karpiarz, przybywając nad wodę, stara się wyrządzić jak najmniejsze szkody w otaczającym go środowisku tak wodnym, jak i lądowym.
Właśnie w taki sposób wyobrażam sobie definicję słowa karpiarz i jego postawy życiowej. Jednak mój drogi Czytelniku… Dobrze wiesz, że niezbyt często lubię słodzić i jeśli do tej pory czytania sądziłeś, iż się zmieniłem, to jesteś w błędzie. Nie. Nie mam zamiaru nikomu słodzić. Na wielu zasiadkach widzę, jak ludzie z wielką pompą obnoszą się ze słowem karpiarz. Szastają nim na lewo i prawo, bo według niektórych karpiarz to po prostu człowiek łowiący karpie i amury. Wszystko inne niewarte jest łowienia. I zasada „No kill” – według takich pseudokarpiarzy – nie zawsze musi być stosowana. Innej rybie nie należy się szacunek i godne traktowanie; karpie, owszem, są przez nich wypuszczane, ale tylko te okazowe, takie powyżej 5 kg. Te mniejsze wędrują na patelnię, bo jest to, cytuję: „zarybieniowy chwast, co wyżera karmę dla dużych karpi”. Na PZW takie zachowanie to norma. Ale pytam, czy te małe zarybieniowe są innymi karpiami? Czy one nie rosną? Na zbiornikach komercyjnych zawszę słyszę to samo: „taaaa, pazerniak nawpuszczał kroczka i pewnie sprzedaje mięsiarzom…” lub „taaaaa, opowiadał, że ma 15 i 20 kg, a tu sama drobnica, powinni to wybić….”. Już słyszę te okrzyki oburzenia wielu z Was. Ale moi drodzy, to są prawdziwe słowa, jakie niejednokrotnie słyszę nad wodą. Otoczenie wokół nas, łowiących, nie jest dźwiękoszczelne i nieprzeźroczyste. To się słyszy i widzi.
Zapewne ktoś zapyta, co to ma wspólnego z tytułem mojej kolejnej wypowiedzi w czasopiśmie, które właśnie czytasz? Moi mili Czytelnicy – ma, i to sporo. Bo słowo karpiarz ma swoją drugą definicję, nie tę, jaką Wam przedstawiłem kilka akapitów wcześniej. Ma swoje drugie dno.
Czyż nie zdarzyło się Wam wymachiwać słowem karpiarz niczym niewiele wartą szmatką na patyku? W tę i w drugą stronę? Nie lubię pisać o rzeczach, których sam nie doświadczyłem lub też nie zrobiłem. Albo przynajmniej nie widziałem.
I właśnie widzę, jak przybywają nad wodę obklejone naszywkami postacie. Nikt nikomu nie zabrania. Tylko szkoda, że za naszywkami definiującymi przynależność do karpiarzy kryją się postacie znacznie odbiegające od mojej definicji. Zapewne wielu z Was spotkało się nad wodą z takimi osobami. I jak Wasze wrażenia? Moje są takie:
Na PZW wpada (najlepiej grupka) wędkarzy. Karpiarz robi wokół siebie zmieszanie pt.: jestem świetnym łowczym i znam się najlepiej na rybach, a wszyscy wokół to mięsiarstwo i potworne betony. Tylko my, karpiarze, znamy się na łowieniu i na tym, jak rybę podjąć. Bez najmniejszego zastanowienia i zapytania pozostałych łowiących delikwent wypakowuje swój super hiper fajny majdan. Wypada pontonem po żyłkach innych łowiących. Echolockiem sonduje. Zostawia masę „H” bojek. Sypie kulasami i pelletem lepiej niż rolniczy siewnik. Ok. To mięsiarze – powiecie. Ale czy to znaczy, że zamiast być faktyczną alternatywą, stajemy się gorsi w swoim zachowaniu? Czy to oznacza, że nagle stajemy się intruzem i człowiekiem budzącym ogólny niesmak?
Pozostając dalej w temacie zachowania się nad wodą i szacunku do otaczającego nas środowiska – to przykre, kiedy widzę, jak ludzie zwący siebie karpiarzami tratują wszystko wokół siebie. Przykro mi, kiedy patrzę na śmietnik, jaki zostawiają po sobie. Przykro mi, kiedy słyszę, jak karpiarze wyzywają wędkarzy od mięsiarzy, bo biorą ryby. A często te ryby bierze jakiś dziadek, któremu głodowa emerytura za całe życie pracy pozwala na paczkę zanęty i najtańsze haki. A i tak, znając życie, dziadunio weźmie w skali roku mniej ryb, niż się komukolwiek wydaje. Ma do tego prawo i nikomu oczu nie mydli. Inaczej niż ci, co się zwą karpiarzami. A mięsiarz? To inny przypadek.
Kiedy tworzyłem swoją definicję słowa karpiarz, miałem na uwadze to, iż mamy tworzyć alternatywę dla zachowań negatywnych, bardzo dominujących nasze społeczeństwo jako zachowania aktywne i łatwo osiągalne. Niestety, łatwiej jest mówić o „byciu alternatywą”, niż nią być naprawdę. Niektórym się wydaje, że założenie klubu karpiowego to już karpiarstwo. Obszycie się logo tej czy innej firmy to już karciarstwo. Zapewne ktoś zapyta, czy ja, jako autor tego tekstu, nie poszedłem za daleko. Sam też przecież jestem obszyty. Sam też prowadzę z przyjaciółmi stronę. Tak, piszę, i tak, jestem obszyty. Jednak dlatego dla Was piszę, żebyście wiedzieli, że karpiarz nie powinien być upadłym mitem. Wierzę w to, że im więcej powiem o sprawach bolących nasze środowisko, tym więcej będziemy mieli możliwości na zastanowienie się nad tym, co robimy.
Czy karpiarz to upadły mit? Tak! Ale na szczęście tak jest, bo moda przemija. I zostaną w tym środowisku ci, którzy w nie wierzą. Prawdziwi karpiarze nie potrzebują fali tego, co jest modne, aby było łatwiej i by się na chwilę znaleźć w topowym środowisku. Ale z drugiej strony czyż mity o Zeusie nie są wieczne? Czego sobie i Wam…
Pozdrawiam, Adam Sokołowski
Polecane aktualności
Łowne przypony - Przypon 360 Rig - Wojciech Jedliński
2022-04-10
Łowne przypony - Slip D - Rig w otulinie - Wojciech Jedliński
2022-03-19
D Rig na miękko - Wojciech Jedliński
2022-03-02
"Blow back rig" Wojciech Jedliński Łowne przypony
2022-02-16
Przypon standardowy węzeł bez węzła Wojciech Jedliński
2022-02-02
Czy karpie widzą?
2021-03-11
Oznacz odległość i łów dokładnie!
2021-03-05
Gdzie szukać karpi wczesną wiosną?
2021-03-01