Aktualność
Krzysztof Kretkowski: Never give up!
Zapraszamy do lektury artykułu Krzysztofa Kretkowskiego, w którym relacjonuje swoją zasiadkę na łowisku Krążno, podczas której wyholował kilka pięknych ryb. W tym swoje nowe PB.
Wiosna, pora roku, na którą czeka chyba każdy wędkarz, aby móc po raz kolejny pojechać nad wodę wyprostować żyłki po zimowej przerwie. Termin mojej pierwszej zasiadki karpiowej w tym sezonie przypadł znacznie później niż w poprzednich latach. W kilku zdaniach postaram się opisać to, co mi się przydarzyło podczas tego wyjazdu.
Pierwszym celem w tym roku było jezioro Krążno w woj. pomorskim, nad które wybrałem się z przyjacielem Marcinem oraz naszymi pociechami. Nad wodę przyjechaliśmy 15 kwietnia w samo południe. Nasze stanowiska były jeszcze zajęte, wszyscy powoli się pakowali więc trzeba było zrobić małe rozeznanie, ponieważ byliśmy tam pierwszy raz.
W głowie tylko jedna myśl i radość NARESZCIE NAD WODĄ i oby coś połowić. Zajęliśmy stanowisko nr 2, szybkie rozbicie obozu, przygotowanie zestawów i sondowanie łowiska. Na początku Marcin nęcił tylko kulkami i pelletem co było strzałem w dziesiątkę. Przez pierwszą dobę zaliczył 2 brania, niestety karpie się spinały. To był sygnał do zmiany taktyki dzięki której, jak się później okazało, odniosłem sukces.
Druga dobra przyniosła w końcu upragnioną rybę. Cisza, spokój, chwilę po 18:00, aż nagle rozległ się dźwięk sygnalizatora. Podbiegam do kija i zacinam. Czuję jak ryba muruje i cały czas wybiera żyłkę z kołowrotka. Szybka decyzja wskakuje na ponton i płynę na pierwszą walkę w tym sezonie. Karp po walce w zielsku i kilku odjazdach ląduje w podbieraku. Szczęście i radość na twarzy ogromna, bo to przecież ta pierwsza w tym roku. Szybka sesja zdjęciowa i karp wraca do wody. Wywiozłem zestaw w to samo miejsce z nadzieją, że to nie było przypadkowe branie. Druga noc, godzina około 2:00, budzi mnie pojedynczy pik. Padał deszcz, więc myślę sobie to nie jest branie. Za parę minut znowu obudziła mnie centralka. Tym razem podniosłem wędkę i czuje opór, wskakuje na ponton i zabawa znowu się zaczyna. Po kolejnej walce na pontonie w podbieraku ląduje piękny i długi karp pełnołuski. Jestem naprawdę bardzo zadowolony. Karp czeka w worku do rana na sesję zdjęciową. Prognoza pogody na następny dzień nie była obiecująca. Wiatr zmienił się o 180 stopni i bardzo szybko rosło ciśnienie - to było powodem braku aktywności ryb w dzień. Powoli zachodzi słońce, na wodzie robi się tafla. To był odpowiedni moment na to, aby przewieść zestawy. Biorę jeden kij i płynę do markera, którego miałem na 130-140 metrze. Tam też wcześniej miałem brania. Kładę zestaw, lekko podsypuję pelletem i kulkami, po czym wracam na brzeg. Biorę drugiego kija i płynę w to samo miejsce co z pierwszym, tylko po drugiej stronie markera. Kładąc zestaw słyszę odjazd z wędki, którą przed chwilą wywiozłem. Nie wiedziałem co się dzieje na brzegu, bo przecież byłem na środku jeziora. Jak najszybciej przypłynąłem na brzeg i podniosłem kija do góry, po czym znów musiałem wskakiwać na ponton i stanąć do kolejnej walki. Karp bardzo szczęśliwie został podebrany, ponieważ sam się wypiął w podbieraku. Pierwszy raz takie coś mnie spotkało. To, co się zdarzyło później przerosło moje oczekiwania. Po wypuszczeniu kolejnej ryby minęło może 30 minut i znowu mam branie na tą samą wędkę, tym razem kolejny pełnołuski. Piękna i waleczna ryba wróciła szybko do wody. Nie minęło kilka minut znowu nastąpiło branie. Nie wierzyłem w to, co się dzieje. W tak krótkim czasie znów branie? Podbiegam do wędki i zacinam. Czuje opór, wiedziałem, że to jest coś większego. Po kilku minutach walki ryba się pokazała przy brzegu. W myślach widziałem już wagę 15 + na pewno. Jeszcze kilka odjazdów i ryba się poddaje, po czym ląduje w podbieraku. Jak ją tylko zobaczyłem to byłem w szoku. Okrzyk radości i jest, mam w końcu swoje 20+. Kładąc rybę na macie wiedziałem, że to moje nowe PB. Nie mogłem się doczekać ważenia, waga po wytarowaniu worka pokazała 21,500 kg. Było to moje wędkarskie marzenie, które wreszcie się spełniło. Takiego rozpoczęcia sezonu życzę każdemu. Chciałbym dodać, że wszystkie ryby zostały złowione na kulki firmy Max Carp o smakach fruit drug i gold squid podwieszane sztuczną pływającą kukurydzą. W ciągu 3 dobowej zasiadki wypracowałem 6 brań, z czego 5 karpi znalazło się na macie.
Pozdrawiam, Krzysztof Kretkowski
Never give up!