Aktualność
Polscy karpiarze w krajach Beneluxu
Często podczas moich wyjazdów na łowiska położone w różnych częściach Europy, przebywając sam nad brzegami wód karpiowych, wspominam dawne czasy, kiedy my, Polacy, tworzyliśmy coś nowego na obcej ziemi.
Już dziesięć lat minęło, od kiedy poznałem Tomka, który wprowadzał mnie w tajniki sztuki karpiowej i z którym złowiłem swojego pierwszego karpia. Złowiłem karpia? Łatwo teraz to pisać, ale była to długa i ciężka praca, później poznawaliśmy kolejnych ludzi pragnących tak jak my zagłębiać się bardziej w tajniki karpiowania i przestrzegania zasady „złów i wypuść”. Była to długa droga, a więc zacznę od początku.
Do Belgii przyjechałem w roku 1998 i od początku najbardziej brakowało mi wyjazdów na ryby, od dzieciństwa wychowywałem się nad wodą i tata wprowadzał mnie w tajniki wędkowania. W Belgii tego nie miałem i bardzo tęskniłem za ojczyzną. Kiedy po kilku latach kupiłem swoje pierwsze auto, postanowiłem zacząć jeździć nad wodę. Moim pierwszym krokiem było zamieszczenie ogłoszenia w gazetce polonijnej, szukałem takich samych jak ja zapaleńców, pragnących odkryć nowe wody, perspektywy, a także chcących udoskonalać swoje umiejętności. Pierwszą osobą, która odpowiedziała na moje ogłoszenie, był Tomek z kompanem swoich wędkarskich podróży – Krystofem.
Podczas pierwszego wyjazdu dowiedziałem się od Tomka, że jest wędkarzem łowiącym tylko karpie i na dodatek wypuszczającym je do wody po złowieniu. Zacząłem coraz bardziej interesować się tą dziedziną wędkarstwa i postanowiłem także spróbować swoich sił w łowieniu karpi. Na kolejną wspólną wyprawę jechałem z jedną karpiówką i standardowo z feeder’em, którego byłem wielkim zwolennikiem. Tomek nad wodą pokazywał mi, jak robić przypony karpiowe, leadcore’y i inne węzły, chociaż materiałów do ich robienia jeszcze nie posiadałem w swoim arsenale.
Kolejny wyjazd był nie nad wodę, tylko do sklepu w celu zakupienia pierwszego sprzętu karpiowego. Kiedy z kolegą przemierzałem alejki między regałami sklepu Janssen, wtedy jeszcze nie wiedziałem, że znajduję się w sklepie, w którym pierwsi polscy karpiarze uzupełniali swój sprzęt, którego brakowało w kraju. I ja także kupiłem tam swoje pierwsze klamoty karpiowe, o których istnieniu wcześniej nie miałem pojęcia.
Na kolejną wyprawę, już karpiową, jechałem dobrze wyposażony w sprzęt, ale przyglądając się umiejętnościom Tomka, wiedziałem, że droga przede mną daleka. Wprawdzie matę, jakiś duży podbierak, wiele bardzo drobnych rzeczy miałem w swoich bagażach, ale ich zastosowania kompletnie nie znałem. Każdy kolejny wyjazd poświęcałem na udoskonalanie sztuki karpiowej, ale wciąż miałem wyniki na drgającą szczytówkę, a na karpiowym zestawie nic się nie działo. Powoli, tak jak wcześniej zapłonął we mnie zapał do karpiowania, tak teraz, po następnych wyjazdach bez pierwszego karpia zaczęło we mnie coś gasnąć. Po kilku wyjazdach zacząłem analizować, co robię źle i dlaczego wciąż na macie nie mam żadnego karpia.
Dzisiaj, pisząc ten artykuł, dobrze wiem, co powinienem wtedy zrobić inaczej. Kluczem do sukcesu oczywiście było nęcenie. Wielu początkujących, młodych karpiarzy oszczędza na sypaniu i dokarmianiu ryb, a łowiąc w wodach pełnych różnego rodzaju ryb, trzeba je czymś zachęcić. Kiedy zrozumiałem swój błąd, po kilku tygodniach pierwszy karp wylądował w moim podbieraku. Po następnych wyjazdach i łowieniu karpi w dzikich kanałach zrozumiałem, że karpiarstwo jest czymś, czym chciałbym się zająć na dłużej.
Po kilku miesiącach zaczęła rodzić się nowa idea stworzenia czegoś więcej i zarażenia naszym hobby większego grona wędkarzy. Zaczęliśmy zamieszczać ogłoszenia na portalach polonijnych oraz w gazetach. Po długim czasie poszukiwań odezwali się do nas Krzysiek i Andrzej, którzy także byli karpiarzami mieszkającymi w Belgii. Powoli widzieliśmy sens tego, co robiliśmy. Na jednym z wyjazdów nad kanał niedaleko Brukseli spotkaliśmy Roberta, który po dłuższej rozmowie także wyraził chęć tworzenia z nami klubu karpiowego. Po kilku tygodniach postanowiliśmy spotkać się na luźnej rozmowie w mieszkaniu naszego kolegi. Powstawały nowe plany i wizje na stworzenie czegoś za granicą, czego nikt przed nami nie dokonał. Z Tomkiem wpadliśmy na pomysł założenia portalu karpiowego Monster Karp. Z każdym miesiącem kontaktowała się z nami coraz większa rzesza polskich karpiarzy mieszkających za granicami kraju. Wszystko wydawało się być na dobrej drodze do sukcesu, ale największą naszą zmorą była nienawiść do Polaków belgijskich karpiarzy i kontrolerów.
Niestety, nie wszyscy wędkarze tak jak my potrafili właściwie zachować się nad wodą i przestrzegać regulaminu wędkarskiego w Belgii. Podczas jednej z zasiadek, w trakcie kontroli okazało się, że w regulaminie Flandrii zmieniła się zasada przetrzymywania karpi w workach, mianowicie karpie poniżej 30 cm i powyżej 60 cm nie mogą być przetrzymywane, tylko od razu powinny wracać do wody. Kontrolerzy, niestety, biorąc pod uwagę fakt, że byliśmy Polakami, zabrali mi wędkę bez możliwości wytłumaczenia się.
Powód był bardzo śmieszny, gdyż w nocy złowiłem ładnego karpia i przytrzymałem go do rana w worku karpiowym, żeby zrobić mu zdjęcia na naszą stronę internetową. Wszystkie próby tłumaczenia kończyły się fiaskiem. To właśnie wtedy postanowiliśmy, aby ta mała grupa ludzi, którą stworzyliśmy, pokazała zarozumiałym Belgom, że Polak też potrafi i zachować się umie.
Tomek już od dawna był członkiem Flamandzkiego Klubu Karpiowego VBK, w którym redaktorem naczelnym jest do dzisiaj Alijn Danu. Pojawił się pomysł na uzyskanie lepszej akceptacji naszego środowiska przez Belgów; jeżdżąc na różne łowiska w Belgii, wystarczyło za szybę samochodu wkładać kartę członkowską VBK, aby każdy na nas patrzył jak na prawdziwych karpiarzy. Aby posiadać jakieś nowe wiadomości ze świata karpiowego, zamówiliśmy prenumeratę VBK Magazine. W ten właśnie sposób poznaliśmy Alijna. W jednym z numerów tej gazety o tematyce karpiowej krwawym drukiem napisano o Polakach, którzy dokonują rzezi karpi w Belgii i Holandii. Po szybkim telefonie do Tomka postanowiliśmy, że zadzwonię do Alijna i sprostuję część artykułu oraz wspomnę o prawdziwych karpiarzach, którzy przestrzegają zasady „No kill”.
Alijn podczas rozmowy zachował się wobec nas z szacunkiem, zaproponował spotkanie, na które pojechaliśmy z Tomkiem i Krystofem. Na spotkaniu był Alijn ze swoim kolegą redakcyjnym, Yves’em. Po pierwszej godzinie antypolskiej wizji karpiowej roztaczanej przez redaktorów VBK, głównie ze strony współpracownika Alijna, zza chmur wyszło słońce i powoli wspólnie zaczęliśmy snuć plany na większy rozgłos naszej grupy, w dużym stopniu promującej zdrowe wędkarstwo. Po miesiącu ukazały się o nas artykuły w VBK Magazine oraz w jednej z gazet w Holandii, od tamtego czasu bardzo często nasi nowi znajomi, flamandzcy karpiarze, kontaktowali się z nami, uzgadniając wiele ważnych szczegółów, które dzisiaj jestem pewien, że bardzo mocno wpłynęły na powstanie polskiego klubu poza granicami kraju.
Z każdym kolejnym dniem polscy karpiarze odnajdywali nas dzięki Internetowi, poprzez portale dla Holendrów oraz Belgów, na których było o nas głośno. Po kilku miesiącach koledzy wpadli na pomysł założenia klubu karpiowego pod nazwą Polonia Carp Team. Zaczęliśmy w skromnym, 6-osobowym składzie. Po kilku latach działalności, w czasach największej świetności naszego klubu, było nas już ponad 20.
W kolejnym roku zorganizowaliśmy pierwsze zawody dla członków naszego stowarzyszenia. W następnych latach dwie drużyny startują w zawodach karpiowych organizowanych przez Kurta Grabmayera pod nazwą International Carp Masters na sławnej Raducie w Rumunii. W składzie: Tomasz Krupiński, Julian Staciwiński i Mariusz Narel udaje nam się wygrać sektor i zająć wysokie szóste miejsce. Każdego kolejnego roku dołącza do nas coraz większa rzesza Polaków mieszkających poza granicami kraju. W ten sposób tworzymy największy polski klub karpiowy na świecie.
Dwa razy w roku organizowaliśmy zawody drużynowe, które skupiały Polaków rozrzuconych po całej Europie. Niestety, jak to zwykle bywa, wszystko, co ma swój początek, kiedyś się kończy. Jako pierwszy postanawiam opuścić naszą grupę i iść w swoją stronę, aby pomóc rozwijać nowe kluby karpiowe. Wspólnie z nowo poznanymi kolegami, Piotrkiem i Grześkiem, zakładamy Monster Karp Team Poland, do którego – tak jak wcześniej do Polonii – napływa coraz więcej ludzi. Nadal, mimo różnych przygód z polskimi kolegami, współpraca z Alijnem Danau’em układała się na najwyższym poziomie. To dzięki niemu oraz Markowi Pansarowi, którego żona jest Polką, udaje się przetłumaczyć kompletny regulamin na Flandrię i Walonię i za pośrednictwem portalu Monster Karp puścić w świat. Każdego roku, mimo tego że działamy w innych stowarzyszeniach, spotykamy się często nad wodą i na różnych karpiowych imprezach, gdzie przy butelce dobrego piwa wspominamy miniony czas, kiedy w Belgii mimo wielu niedogodności tworzyliśmy nowe wizje karpiowe na lepsze jutro.
Kolejnym gestem, jaki otrzymaliśmy od Alijna, była możliwość spełnienia naszych karpiowych marzeń i wyjazd na sławne jezioro Rainbow, gdzie miałem szansę złowić karpia o wadze 31,2 kg. Po wcześniejszych niemiłych doświadczeniach z kontrolerami nadeszły lata, kiedy oni sami podczas sprawdzania pozwoleń na łowienie spędzali z nami dużo czasu na dyskusjach o naszych postępach i wkładzie, jaki włożyliśmy w to, aby w Belgii Polacy zaczęli być doceniani. Pewnego razu podczas pracy jeden z moich klientów po wspomnieniu o portalu Monster Karp oznajmił mi, że jest o nim bardzo głośno i że podczas dyskusji na forach w Holandii i Belgii jesteśmy postrzegani jako ludzie, dzięki którym karpie wracają do wody, a inni wędkarze, którzy wcześniej zabierali ryby, zaczynają je po prostu wypuszczać. Po każdej takiej rozmowie, niestety, przychodziły także chwile zwątpienia, kiedy na sławnym Kempisch Kanal, podczas jednej z zasiadek, na którą zabrałem kolegów z Polski, ze względu na polskie numery rejestracyjne auta odwiedzili nas flamandzcy karpiarze, aby oznajmić, że w Belgii ryby się wypuszcza.
Mimo takich zachowań wciąż staram się kontynuować to, co kiedyś zacząłem z kolegą Tomkiem. A dzięki uprzejmości jednej z gazet polonijnych Nowinki mam szansę co miesiąc pisać artykuły wędkarskie i w ten sposób docieram do coraz większego grona czytelników. Po kolejnych numerach kontaktuje się ze mną coraz więcej Polaków, dla których organizujemy szkółki karpiowe i którzy – tak jak my wcześniej – pragną zacząć prawdziwą, męską przygodę, przygodę, którą jest karpiarstwo.
tekst: Mariusz Narel