Blog
30 godzin
Od dłuższego czasu już wiedziałem, że ten rok nie będzie dla mnie taki owocny w wiosenno- letnie zasiadki jak zeszły, mimo to postanowiłem się nie poddawać i wyruszać nad wodę w każdą wolną chwilę nawet jakby moja zasiadka miała trwać tylko 20 godzin. Nigdy nie byłem zwolennikiem takich krótkich wypadów, lecz coraz bardziej zaczynam się do nich przekonywać. Wody, jakie postanowiłem obławiać na tak krótkich wypadach to pobliskie komercje i małe zbiorniki, PZW które znam i wiem, że nie brakuje tam okazów karpiowatych. W ostatnim czasie udało mi się wygospodarować trochę czasu na dwa takie szybkie wypady. Oba były na łowiska komercyjne - pierwsze na łowisku Lihowarsky w Czechach a drugi na jednym z najstarszych łowisk karpiowych w Polsce jakim jest Pstrążna ale o tym trochę później. Na łowisko, Lihowarsky wybrałem się wraz z kolegą, który bywał już tam wcześniej i pomógł mi szybko zapoznać się z tą wodą.
Z wyborem stanowiska również zdałem się na mojego towarzysza tej zasiadki i padło na stanowisko nr 10. Po rozbiciu namiotów i prze sondowaniu łowiska zostało nam jeszcze 24 godziny na zmagania się z czeskimi karpami. Moim założeniem było zrobić przynajmniej jedno branie, do tego celu użyłem juz sprawdzonych przynęt na ostatnich zasiadkach - między innymi na Rybniku -mianowicie Angry Plum oraz Devill Krill.
Oba zestawy były uzbrojone w bałwanki, oraz siateczkę PVA z stick mix. Zestaw z Angry Plum wysłałem tuż pod zwalone drzewo na głębokość 1m, natomiast drugi z devilem umieściłem tuż na środku pomiędzy dwoma wcześniej wspomnianymi groblami na 1,8 m głębokości. Po niespełna godzince na prawy kij z Angry żyłka zaczyna powoli wyjeżdżać z kołowrotka, zacinam i jest na kiju nie czuje dużej ryby, ale za to waleczną, próbującą parkować w zaczepach po drodze. Rybka ląduje w podbieraku. Siódemka, ale za to piękna i waleczna no i pierwsza na tym łowisku.
Mogliśmy nadal delektować się piękną pogodą, ale nie na długo bo tym razem zagrał Devil Krill, lecz tuż po zacięciu od razu wiedziałem, że nic poważnego nie znajduje się na moim haku po wyjęciu z wody okazało się że to mały karpik został smakoszem devila.
Mimo iż zasiadka trwała dopiero jakieś 3 godzinki - już miałem dwa brania zakończone sukcesem. To napawało mnie dobrymi myślami na dalszy ciąg tej zasiadki.
Do wieczora udało sie złowić jeszcze parę bączków, lecz żaden nie przekraczał 5 kg i już wysunąłem pierwsze wnioski na następną zasiadkę na tym zbiorniku mającą na celu selekcjonowanie ryby dużej od małej, bo przecież na Lyhowarsky 20 + nie brakuje. Teraz już wiem, że następna zasiadka na Lihowarsky będzie uzbrojona w zdecydowanie większe kule.
Po powrocie do domu postanowiłem przemeblować swoje piórniki i torby z przynętami, by zawsze były gotowe do kolejnego wyjazdu. Uzbroiłem je w małe 250g opakowania kuleczek różnego smaku. W ten sposób miałem przy sobie każdą przynętę w wystarczającej ilości do tak krótkich wypadów. Minął kolejny tydzień, wygospodarowałem kolejne 30 godzin dla siebie i swojej pasji tym razem jak wcześniej wspominałem wybrałem się na jedno z najstarszych łowisk karpiowych w Polsce, jakim jest łowisko Pstrążna. Po wcześniejszym uzgodnieniu z właścicielką łowiska mogłem tam przyjechać zaraz po pracy, czyli około godziny 23. Na stanowisko nr, 8 bo tylko te było w ten czas wolne. Zaraz po przybyciu na miejsce sąsiedzi z prawej strony jeszcze nie spali poszedłem się przywitać i zaczerpnąć informacji, co się dzieje na stawie, okazało się ze łowią tylko 3 pierwsze stanowiska, pozostali od 3 dni mieli po jednym braniu, pomyślałem sobie szału niema, ale cóż coś trzeba wywalczyć.
Wziąłem się za rozpakowywanie i rozkładnie namiotu, a przez cały ten czas w głowie układałem plan działania na tym wypadzie. Biorąc pod uwagę intensywność żeru ryby w tej części zbiornika, doszedłem do wniosku, że niema sensu stawiać nic grubo i obficie. Pierwszy zestaw uzbroiłem w Ready dumbels devil krill z małym pop- up, a do łódki nasypałem garść pelletu wraz z garścią słodkiej kukurydzy. Następny zestaw postawiłem na krill berry 18 mm podwieszony pojedynczą sztuczną kukurydzą pop-up w kolorze żółtym i również jak poprzednio - dodałem słodkiej kukurydzy i odrobinę pelletu. Po wywózce była już godzina 00:30 czyli najwyższy czas iść spać po ciężkim dniu pracy. Odpoczynek nie trwał zbyt długo o godzinie 6 rano ku mojemu zaskoczeniu miałem pierwszy odjazd na wędkę z Berrym, lecz po krótkim holu ryba się spina, Pogoda się delikatnie załamywała zaczynało popadywać i się ochładzać pomyślałem może właśnie to zmieni intensywność brań na tej części wody. O 7 ten sam kij zaczyna powolną rolę z kołowrotka, a przecież od wywózki minęło, jakieś 30 min. Po wyholowaniu na moją mate trafił ładny 7 kilogramowy karpik.
No to jest nieźle skoro coś sie dzieje, a to początek zasiadki berry działa, po kolejnej wywózce parze sobie kawkę i idę się przywitać do swoich lewostronnych sąsiadów, którzy spali jak ja dotarłem na łowisko. Okazuje sie, że to grupa Czechów, którzy odwiedzają ten zbiornik od lat, po krótkiej rozmowie są w szoku, że już miałem dwa brania odkąd tu dotarłem o ni byli nadal z jedną rybą na 8 wędek od kilku dni, w ten czas rozmowę przerywa dźwięk centralki, biegnę do siebie zacinam i siedzi ryba jest silna zaczyna walczyć, krótki hol i jest na macie piękny pełno łuski 10 kg jest berry okazuje sie killerem dzisiejszego dnia, który dopiero sie rozpoczął.
Mimo iż drugi zestaw uzbrojony w devilla milczał postanowiłem mu dać szansę. Kolejna wywózka berrego i kolejne oczekiwanie na branie. Pogoda coraz bardziej się psuła deszcz nie odpuszczał coraz silniej lejąc się z nieba, ale nawet to już mi nie psuło humoru.
Przyszedł czas na kolejną popołudniową kawkę i pogawędkę z kolegami z prawej strony z Grześkiem i Krzychem którzy niestety nadal byli bez brania. Parę łyków kawki i delikatne piki na kiju, który cały dzień milczał, dobiegając do kija ryba wystrzeliła jak z procy wywijając żyłkę ze szpuli, zaczynam hol czuje opór, ale nie tylko ryby, czyżby weszła w zielsko hmmm? Po chwili udaje sie ją ruszyć z miejsca ale nadal czuje nie tylko bicie ryby, nie podaje sie holuje 20 m od brzegu widzę gałąź i o nią owinięty nie należący do małych karpi, niestety był owinięty na krótko zero amortyzacji karp z każdym obrotem z każdym szarpnięciem był coraz bliższy ucieczki i tak też sie stało karp odpłynął pozostawiając mi na końcu linki gałązkę która go uwolniła.
Szybka wywózka i wracam do chłopaków dopić kawkę. 20 min i zaczyna się pikanie na drugim kiju biegnę zacina jest siedzi, krótki hol i wygrywam tym razem ja z rybką i też nie mała bo waga pokazała 13 kg chłopaki nie wieża siedzą tuż obok zestawy niedaleko siebie a tylko u mnie w naszej części udaje się skutecznie łowić.
Po umieszczeniu wszystkiego w łowisku kolejne oczekiwanie na rybkę, dzień ponury wieczór sie zbliżał nic tylko uciąć sobie drzemkę, aż całą godzinę, gdzie to kolejny raz budzi mnie dźwięk centralki z prawego kija, który przyniósł mi dopiero jedno banie, wybiegam z namiotu deszczyk ustał lecz nadal było zimno i wilgotno ale ten hol był przynajmniej przyjemny bo bez deszczu i nie z mała rybka, pomyślałem ze na pewno nic poniżej 10+ nie mam na haku, hol był ciężki ryba również szalała jak poprzedniczka cudowne uczucie, w miedzy czasie doszli do mnie koledzy z Czech byli zdumieni tym co się wyrabia na moim stanowisku, rybka powoli słabła aż w końcu dała sie podebrać piękny pełno łuski karpik, szybkie ważenie i waga pokazuje 15,5 kg pięknie jeden dzień 2 rybki powyżej 15 jest nie źle.
No cóż zapadał powoli zmrok zestawy z powrotem były w szczęśliwych miejscach i kolejne oczekiwanie, niestety noc przyniosła mi tylko dwa brania i to nie wielkich karpików, rankiem, o 7 kiedy nastał słoneczny dzień za czołem powoli pakować rzeczy, zestawy od nocy nieruszone ostanie branie było o 3 godzinie. Ale dla mnie zasiadka była bardzo udana tym bardziej, że była krótka, ale intensywna, podczas pakowania sygnalizator zagrał jeszcze raz pożegnalnie jak sie później okazało, zasiadkę zakończyłem niewielkim 5kg karpikiem.
Mimo iż nie mam teraz czasu na zasiadki jak w zeszłym roku o tej porze które trwał minimum 5 dni to i tak udaje sie łowić raz mniejsze raz większe karpiki, ale przecież nie oto chodzi by zawsze łowić te największe okazy, polecam każdemu który twierdzi że niema czasu na to by jeździć na rybki częściej jak tylko raz w roku na urlop, by spróbował mojego sposobu na wędkowanie, jest to o tyle wygodniejsze że potrafimy bardzo zminimalizować swój ekwipunek, oraz przynęty a jak się okazuje nadal można łowić efektywnie.
Artur Karol - Carp-World Team