Blog
Azjata – wspomnienie lata
Kiedy zaczynam pisać ten artykuł, za oknem sypie śnieg i szczypie siarczysty mróz. Myślę, że to dobry moment, aby przypomnieć
sobie upalne lato, jakie było w minionym sezonie. Rozgrzać się myślami o zasiadkach w krótkich spodenkach, przy napojach chłodzących i pibsach sygnalizatorów.
Jak łatwo się domyśleć patrząc na tytuł, napiszę o spotkaniach z amurami. Były dwie takie zasiadki w sezonie, podczas których celem był amur. Jednak oprócz tego, że łączyło je to samo łowisko PZW i czas trwania połowu to były zgoła odmienne. Co spowodowało zmianę taktyki, rodzaju przyponów i przynęt zakładanych na włos polując na ten sam gatunek ryby ?
Pierwszym razem miejsce wytypowane zostało kilkanaście metrów od roślinności przybrzeżnej, na głębokości 2 m. Po postawieniu markera, do wody poszło ok. 15 litrów kukurydzy, zalanej miodem zaraz po ugotowaniu. W zanęcie znalazł się również pellet owocowy różnej granulacji, pokruszone i pocięte kulki kokosowe oraz truskawkowe. Wszystko w łowisku zostało umieszczone za pomocą rakiety, gdyż obowiązuje na nim zakaz używania środków pływających.
Przypony wykonałem w najprostszy sposób, węzłem bez węzła, z krótkim włosem. Odległość przynęty od kolanka haczyka wynosiła ok. 2 milimetry. Zestawy przelotowe. Wszystko to miało ułatwić sygnalizację brania a także zapięcie się ryby. Na jednym włosie zawisła kuleczka owocowa, na drugim 3 ziarnka kukurydzy.
Wędki zarzucone, sygnalizatory ustawione na maksymalną czułość, biwak rozbity, teraz czekanie na branie.
W pierwszy dzień około godziny 22 rolada na kukurydzy. Zacięcie i pusto. Branie nie wyglądało na typowo amurowe, lecz dawało nadzieję, że coś zaczyna się dziać w łowisku. Po tym braniu, w nocy już nic się nie działo. Drugiego dnia rano, założyłem świeże przynęty i dalej oczekiwałem na pojedyncze piknięcia oznaczające kontakt azjaty z przynętą. Cisza. Dzień minął na ugotowaniu kolejnej porcji kukurydzy, opalaniu, popołudniowym nęceniu, poza tym na sygnalizatorach cisza. Przez kolejne dwa dni to samo, mimo zmian w zapachach kulek zakładanych na włos, miejscu położenia zestawu w okolicach nęconego miejsca, czy ilości towaru sypanego do wody. Reasumując krótko, tym razem porażka. Jednak nie jestem osobą zrażającą się niepowodzeniami. Po powrocie do domu wyciągam wnioski z pustej zasiadki i pełen werwy obmyślam plan na następną wyprawę.
Nadszedł dzień wyjazdu. Pakowanie i jazda nad wodę. Po dojechaniu zajmuję to samo stanowisko i zabawa zaczyna się od nowa. Tym razem jednak nęcę kukurydzą bez żadnych słodkości. Do zanęty dodaję rybny pellet grubej granulacji. Z kobry dorzucam parę garści kulek, również śmierdziuchów, ale to nie koniec zmian. Miejsce połowu jest na odległości 100 metrów od brzegu, z głębokością niespełna 3 metrów.
Zestawy są tym razem typowo karpiowe, z długim włosem, bezpiecznym klipsem. Na jednego włosa zakładam 2 x 20 mm o zapachu belachanu, na drugiego również kuleczkę zrobioną z miksów rybnych plus dwa ziarenka kukurydzy. Logicznym by się mogło wydawać, że wszystko to prędzej skusi do brania karpia niż amura. Poczekajmy jednak na rozwój wydarzeń.
Pierwsze branie nastąpiło około dwie godziny po zarzuceniu zestawów do wody. Były to trzy piknięcia sygnalizatora. Lekkie zacięcie. Siedzi. Oprócz dużego oporu na drugim końcu wędki, żadnych odjazdów. Wniosek prosty – na haku jest amur i to nie małych rozmiarów. Mozolne pompowanie i przyciąganie jakby kłody. Dopiero przy brzegu zaczęła się prawdziwa walka. Przy każdym zbliżeniu się ryby do podbieraka następuję piekielny odjazd. Adrenalina na najwyższym poziomie, gdyż sztuka jest sporych rozmiarów. Po 15 minutach zaciętej walki amur ląduje w podbieraku. Mimo tego nie odpuszcza. Próbuje wyskoczyć z podbieraka, jednak uprzedziłem go i zdążyłem złożyć ramiona siatki. Po chwili, gdy rybka trochę odpuściła, szybka sesja fotograficzna, ważenie i zwrócenie wolności. Branie było na 2 kulki śmierdziucha, zawieszone 2 cm pod haczykiem.
Należy tutaj wspomnieć o delikatności, jaką cechuje się amur. Po złowieniu go, należy sprawnie przeprowadzić całą akcję na brzegu. Podczas ważenia i robienia zdjęć, obowiązkowo trzeba polewać amura wodą. Przy zwracaniu wolności, powinniśmy go dobrze dotlenić, wykonując w wodzie ruchy do przodu i z powrotem, dotąd, aż odzyska siły i sam będzie się wyrywał z rąk. Wtedy możemy być pewni, że nic mu się nie stanie i być może spotkamy się z nim za parę kilo.
Wracamy do zasiadki.
Tego dnia miałem jeszcze jedno branie, amur większy od poprzedniego jednak tym razem przegrałem z nim walkę przed samym podbierakiem. Do nocy już nic się nie działo i z wynikiem 1:1 poszedłem spać.
Kolejny dzień również obdarzył mnie pięknym amurem. Byłem mega szczęśliwy, lecz to nie był jeszcze koniec niespodzianek. W ciągu tego dnia dołowiłem jeszcze dwa niespełna dziesięciokilogramowe karpie . Ostatniej nocy również sfotografowałem azjatę, tym razem mniejszego od poprzedników. Radość nie z tej ziemi. Po świtaniu nic specjalnego się już nie wydarzyło. Koło południa, w pełni zadowolony zakończyłem zasiadkę.
Wszystkie brania były na przynęty rybne, na długim włosie. Może nie dziwi to w przypadku karpi, jednak zwykło się mówić, że amury lubują słodkości, jak się okazuje niekoniecznie. Warto o tym pamiętać i nie załamywać się porażkami. Próbujmy wszystkimi znanymi nam sposobami i taktykami, nie zamykając się w utartych schematach, łowić wymarzone ryby.