Blog
Best 5 – Nations Carp Cup. Polacy na podium!
Cały pomysł urodził się jesienią ubiegłego roku po telefonie Witolda Śmigla i wspólnym ustaleniu, że w roku 2015 będziemy reprezentować Polskę na Pucharze Świata w Rumuni, nad legendarnym niegdyś zbiorniku zaporowym Raduta (SARULESTI).
Jako że było to nie lada wyzwanie, było co planować przez całą jesień i zimę. Telefony, facebook, e-maile pozwoliły na szybkie przecierpienie tego jakże smutnego okresu, jakim jest koniec jesieni i zima. Fantastyczną wiadomością było dla nas to, że będziemy łowić w 3 osoby, a nie w 2, bo jak się później okazało pracy było dla 5ciu osób! Zawody odbywały się w formule rzutowej, czyli nie można było używać żadnych środków pływających, pontonów, łódek zdalnie
sterowanych. Można powiedzieć, że naszymi pontonami były umiejętności rzutowe
nie wspominając, że trzeba było łowić na dalekim dystansie i nęcić kobrą oraz rzucać spombem. Wszystko musiało się zmieścić na kilku metrach kwadratowych. Tamtejsze szybkie
zmiany pogody i silne wiatry skutecznie utrudniały poprawne rzuty. Naszą drużynę „Carrum Team” tworzyli: Witold Śmigiel, Dariusz Muzyka i Jakub Ofiarski.
Na parę dni przed zawodami wyruszamy busem załadowanym po sufit w podróż nad Radutę. Podróż mija w błyskawicznym tempie. Głodni łowienia wieczorem docieramy na miejsce. Pierwsze co robimy po przyjechaniu idziemy zameldować się u organizatorów i rozpoczynamy degustację posiłków przez nich przygotowanych. Na drogę dostajemy super smaczne piwko od sponsorów i udajemy się nad bivvy camp, gdzie reszta drużyn jest już rozłożona. Szybko znajdujemy miejsce i udajemy się do hotelu, Witold z Darkiem rozmawiają z kolegami z Litwy, a Jakub udaje się pooglądać wodę. W prawej zatoce pod hotelem widzi baraszkujace w trzcinach karpie (tarło), w głowie jest jedna myśl oby to był koniec tarła. Teraz pozostaje tylko wziąć prysznic, przywitać się z resztą i delektować się smakiem Rumuńskich potraw oraz piwa. Wracamy nad bivvy Camp by tam stacjonować do rana i w miedzyczasie dyskutując o życiu, bo to nie tylko zawody, a także odskocznia od rzeczywistości.
O poranku wita nas piękna pogoda, szybki poranny prysznic i wyruszamy na ceremonie losowania, rzut monetą kto losuje, szczęśliwą osoba okazuję się kapitan Witold Śmigiel (który w ubiegłorocznej edycji Best 5 Carp wygrał sektor firmy Fox), i zapowiada, że zna trik, który pozwoli wylosować dobre stanowisko. Jak się później okazuje wiele się nie pomylił.
Losujemy kolejność losowania i czekamy na swoją kolej. Wreszcie nadchodzi moment chyba najważniejszy, Witold wyciąga los z numerem 5 - sektor Club Carping, więc łowimy w najmocniejszym sektorze - oj będzie się działo...
Pozostaje tylko powiedzieć zaprzyjaźnionym drużynom powodzenia i wyjeżdżamy z
bivvy campu na stanowisko. Po dotarciu na stanowisko wszystko wygląda dobrze,
nie jesteśmy specjalnie zniesmaczeni i zaskoczeni; miejsce jak każde, takie było pierwsze
wrażenie. Poprzez mały poślizg ze strony organizatorów, którzy sprawdzali dojazd
do sektora CPK, mamy nieco mniej czasu na rozbicie całego obozowiska, sprawdzenie dna, wytypowanie oraz zanęcenie miejscówek. Pomimo rozkładania na wariackich papierach w teamie panuje spokój i koncentracja, czas mija i jesteśmy już prawie gotowi. Kątem oka widzimy wpadające do wody pierwsze zestawy u kolegów na lewym stanowisku — to znak, że mimo to, że nie mamy czasu spojrzeć na zegarek, to moment, kiedy zaczynamy ponad 100 godzinną walkę z najlepszymi drużynami z 17 różnych krajów. Przez moment przelatuje mi sytuacja sprzed kilku godzin, kiedy po losowaniu Witold Śmigla pytam jednego z organizatorów — co sądzi o naszym stanowisku, jego wyraz twarzy, jak i odpowiedz wskazują, że lepiej było nie pytać. Nasz plan i program zanętowy opracowany i przetestowany przez Witolda Śmigla na wielu zawodach na Jeziorze Raduta musi być zrealizowany w 100 procentach. Zaczynamy od programu, który pozwoli nam złowić 5 ryb, które dadzą nam to, że będziemy się liczyć w klasyfikacji generalnej, był to jeden z punktów tego jakże trudnego regulaminu - dla przykładu, jeśli ktoś złowi 4 karpie po 20 kg i utrzyma ten wynik do końca nie będzie się liczył do klasyfikacji generalnej. Czas mija, a my czekamy na pierwsze ryby. Łowimy na 6 wędek na odległościach pomiędzy 120-160 m od brzegu. Musimy się wrzucać na garb racicznicy nie szerszy niż 7 m, który idzie przez kilkaset metrów meandrując na różnych odległościach w zależności od stanowiska.Wyraźnie ryby chodzą po nim, widzimy
pojedyncze spławy dużych ryb. Szybko zapada zmrok, czekając na pierwsze brania oglądamy piękne błyskawice, które rozświetlają rumuńskie połacie płaskiej zieleni. Jesteśmy w
epicentrum, dookoła cisza, 6 wędek pionowo postawionych, na które łowimy i kolejne 8 na drugim stojaku jako rezerwa. Hmm ustalamy kto biegnie do brania... chyba nikt – żartujemy.
Do rana, do pierwszego ważenia mamy już 5 ryb jest super liczymy się w grze. Dostajemy
kolejne raporty co dzieje się w naszym sektorze i na całym zbiorniku nie jest źle po pierwszej
dobie jesteśmy wysoko w sektorze, ponad połowa drużyn nie ma 5 ryb, a my już zmieniamy
program na bardziej selektywny. Teraz liczy się tylko podnoszenie średniej wagi złowionych przez nas ryb. Kolejny dzień mija pomiędzy wiązaniem zerwanych strzałówek, które obcinają ostre muszle, wiązaniem przyponów, nęceniem itd. Kolejny dzień był dniem, który na długo zapamiętamy. Około południa na wędce nr 4 swinger lekko opada, a za sekundę na wędce nr 5 potężny odjazd. Nic jeszcze nie wskazywało co jest na 2. końcu zestawu. Około 40 metrów od brzegu naszym oczom ukazuje sie Czarny Amur, podbieramy go za pierwszym razem. Kilka sekund później na macie leży ryba warta 5000 euro. Radość ogromna na stanowisku, nagle pojawiają się ludzie i gratulują. Teraz słychać tylko jedno,wiatr niesie po całym zbiorniku naszą radość, która przejawia się okrzykami na całego, cieszymy się jak dzieci. Na oko oceniamy go na około 20-25 kg. Teraz tylko czekać na komisję, która potwierdzi nasze przypuszczenia.
Po pewnym czasie przybywają sędziowie z całą obsadą organizatorów, paparazzi, na naszym stanowisku gdzie powiewa biało-czerwona flaga jest tłok jak na bazarze.
Nadchodzi moment prawdy, waga wskazuje 22,8 kg. Mamy największą rybę zawodów.
Ponownie przyjmujemy gratulacje, mamy minutę, by zrobić sobie zdjęcia i pewnym
machnięciem ogona, czarny amur znika w podwodnym świecie. Teraz możemy otworzyć po piwku i na spokojnie przejrzeć raporty co dzieje się u sąsiadów. Jest dobrze, mamy największa rybę zawodów oraz 3 miejsce w klasyfikacji generalnej. Czy może być cos piękniejszego od takiego momentu? Reszta dnia mija na rytuale wiązania i nęcenia. Mamy kolejne brania, kolejne ryby, kolejne radości. Używamy wszystkiego, co powinno wytrzymać, ostre jak żyletki muszle, nic z tego przez moment myślimy, że jedyne co mogłoby zdać tu egzamin to stalowa linka w otulinie (żart). Nad ranem kolejne ważenie kolejne cenne punkty wędrują na naszą kartę sędziowską.
Około południa dostajemy wiadomość, że Rumuńska drużyna doławia starszego brata
naszej największej ryby, większego o ponad 4 kg. Jedyne co możemy zrobić to
uruchomić kolejny program na ostatnia noc, bardzo selektywny, bo tylko takich ryb potrzebujemy. Już wiemy, że ta ryba bardzo zamiesza w klasyfikacji; do tego widzimy po
popołudniowym raporcie sędziowskim, że brania się uspokoiły u wszystkich, jednak padają
pojedyncze duże ryby. W nocy doławiamy cały czas ryby; kilkanaście karpi musimy złowić, żeby złowić tego jednego, który podniesie nam średnią wagę. Nazajutrz przychodzi moment pakowania. Arbiter przyjeżdża o ustalonym czasie i daje sygnał zwijania wędek. Pakujemy cały sprzęt, całe obozowisko, mamy wrażenie, że robimy to 2 razy szybciej niż jak się rozkładaliśmy. Już wiemy, że nikt nie przyniesie nam raportu, dowiemy się za 3 godziny gdzie nasze miejsce w szeregu, jak blisko byliśmy podium. Dojeżdżamy na ceremonię zakończenia, wieszamy aparaty na szyjach, aby uścisnąć dłonie zwycięzcom i pogratulować.
Jeden z organizatorów mówi, że jesteśmy na 3 miejscu !!! Jest to nieoficjalna wiadomość, za 40 minut będziemy mieć tę informację w 100 procentach potwierdzoną. Radość nie do opisania, cieszymy się ponownie, ale bez przesady — jeszcze 20 minut, 10... i stało się, stajemy na podium Pucharu Świata. Radość nie do opisania, w tym momencie dostajemy nagrodę za
cały trud i zaangażowanie włożone przez ostatnie kilka dni. Już teraz nie ma bólu w barku od wrzucania kulek kobrą, jest tylko radość i potwierdzenie, że jesteśmy zgraną drużyną. Błyskają aparaty, dostajemy gratulacje, udajemy się do hotelu po nagrodę.
Żegnamy się z kolegami i kończymy tę niesamowita przygodę. Dziękuję Wam Panowie za wspaniałą przygodę i do zobaczenia za rok na Best 5 Carp Raduta 2016.
Carrum Carp Team:
Witold Śmigiel
Jakub Ofiarski
Dariusz Muzyka