Blog
Bieszczadzkie obfite morze…
Jak co roku maj i długi weekend to dłuższy czas, który możemy spędzić nad naszą ukochaną wodą. Tak i w tym roku zaplanowaliśmy wyprawę na „bieszczadzkie morze”.
Dzika woda PZW to wielka niewiadoma, może dać nam wiele radości, ale również tydzień bez brania nie jest zaskoczeniem.
Wybieramy się pełni optymizmu z naładowanymi energią akumulatorami, pierwsza nocka nęcenie rozeznanie terenu i już pierwsze karpiki na macie do południa dnia następnego już ponad 12 karpików, ale gdzie są te bieszczadzkie duże dzikusy?
Nęcimy łowisko i czekamy nadal z nadzieją na większą rybę, niestety… w łowisku same małe karpie mija trzeci dzień, co robić? Zostać i bawić się dalej czy próbować innego miejsca z nadzieją na większe ryby.
Zapada decyzja pakujemy wszystko i uderzamy w górną cześć jeziora, leszcz ma tarło i zapewne tam duże ryby żerują. Pełni optymizmu zasiadamy na pięknym miejscu gdzie podwodna łąka nie przekracza 2,5 metra, w pobliżu zalane lasy drzew, tak to będzie idealne miejsce dla naszych karpiszonów. Rozkładamy cały bagaż i składamy jak najszybciej zestawy, pogoda nie rozpieszcza ciągle leje, ale myśl o wielkich rybach przysłania wszystko.
Zestawy lądują w wodzie, stawiamy 3 markery i sypiemy: kukurydza, kule, konopie. Cisza w nocy kilka Piksów, zapewne do kuleczek dobierają się leszcze, rano ponownie nęcimy łowisko i czekamy.
Godzina 14 i jest piii piiii piii na macie ląduje piękna ryba waga wskazuje 10 kg, jest w końcu piękny bieszczadzki dzikus.
Fot.10 kg – łowca Grzegorz Leszczyński
Nie czekamy długo jak następuje kolejny odjazd i jest na macie kolejna ryba 7 kg.
Fot. 7 kg – łowca Mirosław Leszczyński
Teraz już wiemy to był dobry wybór. Siedzimy jeszcze dwa dni doławiamy jeszcze dwie rybki 7 i 5 kg. Dopiero, co wróciliśmy z wody a już w naszych głowach myśl o kolejnej zasiadce.
Wszystkie rybki trafiają do wody, może jeszcze kiedyś się spotkamy, do następnego spotkania PIONA!
Relacja:
Mirosław Leszczyński
Bieszczady Fishing