Po narodzinach mojego syna moje życie zmieniło się o 360 stopni. Czas, jaki mogłem poświęcić na moje hobby, niesamowicie się skurczył. Dlatego w zeszłym roku postanowiłem sobie, że od nowego sezonu z dużym wyprzedzeniem, zaplanuje już sobie, chociaż kilka dwu lub trzy dniowych zasiadek, na które będę wiedział, że na 100% pojadę. Pierwszą z nich był właśnie wyjazd majowy na trzy dniową zasiadkę nad piękne malownicze jezioro położone w północnej Polsce.
Na wodzie tej jeszcze nie miałem przyjemności łowić, ale kilku moich kolegów po kiju chwaliło sobie ten akwen. Na wyjazd umówiłem się z moim starym dobrym kumplem Kamilem, z którym w miłej atmosferze spędziłem już niejedną zasiadkę. Przez cały początek maja piękna i stabilna pogoda pozytywnie nastawiała mnie do wyjazdu, jednak ja zawsze mam do niej pecha. Dosłownie w dzień wyjazdu, następuje diametralna zmiana pogody z słońca i temperatur oscylujących w przedziałach 20-25 stopni do bardzo obfitych opadów deszczu i temperatury rzędu 8-12 stopni. Nie ukrywam, że minę miałem nietęgą, ale trudno, trzeba będzie spróbować sił przy takich warunkach. Dzień przed wyjazdem kulam większą ilość towaru z Carp Gravity, który wykorzystam także na inne wyjazdy, tj. już sprawdzone przeze mnie kulki Arctic Krill na mixie black horse oraz Zielona Muszla, a także Secret Forest i jak dla mnie świetna Czarna Porzeczka. Oczywiście przede wszystkim na pierwszy ogień pójdzie seria testowa, tj. Wild Krill.
W niedzielę 15 maja o 5 rano wyjeżdżam w ponad 100 km trasę. Po drodze podłącza się do mnie Kamil i około 9-tej jesteśmy na miejscu. Stanowisko, na jakim łowię to malownicza miejscówka z wielkim pomostem oraz dostępem do płytszej wody, lilii wodnych i zatopionych krzaków. Na miejscu panują naprawdę mało przyjemne warunki atmosferyczne, silny chłodny wiatr, a na niebie widać ciemne chmury, z których byliśmy pewni, że nastąpi opad deszczu. Nie tracąc czasu, zaczynamy pontonem pływać z klamotami, bo dojazdu pod same stanowisko nie ma. Po szybkim rozłożeniu namiotu, przychodzą do nas gospodarze, z którymi chwilę rozmawiamy, a następnie chcemy rozłożyć sprzęt, ale…. No właśnie, zaczyna tak mocno padać, iż w namiocie spędzamy dobre 3 godziny. W końcu na chwilę przestaje padać, tak, więc korzystamy z okazji i szybko rozkładamy cały pozostały majdan, wskakujemy w ponton i z pomocą echa szukamy miejscówek. Stwierdzamy, że cztery wędki kładziemy w rejonie lilii oraz zatopionych krzaków a dwie dajemy na głębszą wodę.
Jako, że Kamil „zaraził” się podczas naszych wspólnych wyjazdów skutecznością produktów z Carp Gravity, mamy możliwość szerszego pola popisu na tle przynęt z CG. Tuż po wywózce nadchodzą kolejne mocne opady deszczu, więc uciekamy do namiotu. Do wieczora nic się nie dzieje. Około 21-tej na wędce Kamila, na której zawisła tonąca kulka o zapachu Czarnej Porzeczki następuje delikatny pik, a po chwili odjazd. Wskakujemy do pontonu i podejmujemy walkę na otwartej wodzie z uwagi na bardzo niski stan wody przy pomoście i rosnące lilie. Po wielkiej walce, w podbieraku ląduje piękny dwucyfrowy amur.
Do rana nic się nie dzieje, także mówię Kamilowi, że szukamy nowej miejscówki na głębokiej wodzie, na której stawiamy wszystkie zestawy, gdyż przy temperaturze 8 stopni i mega silnym wietrze, ryba na pewno zeszła do głębszych partii wody. Po zmianie miejscówek Kamil doławia niedużego golca. Myślę, co zrobiłem nie tak, że u mnie nie ma nawet pika..... Jednak w końcu i do mnie szczęście się uśmiecha i na wędce, na której mam założonego bałwanka, które wcześniej obtoczyłem w dipach płynnym i proszkowym, następuje silny odjazd. Po krótkim holu na macie ląduje piękny pełnołuski misiek.
Następnie w nocy Kamil ma branie na ten sam zestaw, po czym po skończonej sesji zdjęciowej u mnie jest branie, także na tą samą wędkę, co wcześniej. Podczas holu czuję, że na końcu zestawu mam chyba całkiem ciekawego przeciwnika, jednak na szczęście przegrywa ze mną walkę i na łapkach ląduje ładny 15kg karp. W końcu nad ranem przestaje padać i wychodzi słońce, jest, więc czas, żeby trzasnąć fotkę naszej miejscówki.
W przeddzień wyjazdu robi się przyjemna pogoda. Wiatr cichnie a temperatura lekko idzie w górę. Około 20: 30, gdy siedzimy na pomoście przy kijach sącząc piwko i podziwiając piękno natury, na jednym z patyków, gdzie mam założonego bałwanka z 20mm z pływakiem 15 mm, następuje lekkie podejście hangera do góry, po czym następuje 3 sekundowa cisza, a następnie wyjazd ze szpuli.
Nie pozostaje nic jak tylko płynąć po rybę. W trakcie walki czuję, że ryba jest słusznych rozmiarów i nie mogę oderwać jej od dna. Czuję tylko ten przyjemny tępy opór. Po pewnym czasie Kamil pewnie podbiera rybę do podbieraka, a ja widząc go już z bliska wiem, że mam pięknego kabana. Gdy podnoszę kosz podbieraka podejrzewam, że ryba może mieć 20+, ale czy to możliwe żeby historia się powtórzyła...???? Z wody, na której łowię pierwszy raz, na dzień dobry dostaję dwudziechę…. Myślę, że nic dwa razy się nie zdarza, choć miałem nadzieję, że w tym przypadku będzie inaczej. Po zawieszeniu worka tarujemy wagę, a następnie wkładamy do niego karpia. To nie może być prawdą.... waga nie kłamie........ pokazuje równo 20,5 kg!!!. Z mych ust wydobywa się niesamowity okrzyk radości. Druga dwudziestka na moim koncie...... rewelacja. Ryba na swój sposób piękna, krótka, ale niesamowicie wysoka i gruba.
Po sesji zwracam jej wolność, mając nadzieję, że może jeszcze kiedyś będę miał przyjemność się z nią spotkać. Ryby ewidentnie weszły nam w miejscówkę, bo do rana łowimy jeszcze kilka ryb w tym Kamil piękną, 16 stkę.
Na sam koniec wyjazdu robi się piękna pogoda, czego nie było nam dane doświadczyć podczas pobytu, ale co tam pogoda… Pięknie połowiliśmy, a szczęście połączone z determinacją i sprawdzonymi na przełomie ostatnich 4 lat produktami CG dało nam ostatecznie sukces.
Z pozdrowieniami
Krzysztof Kubiak
Klub Carp Gravity