Blog
Lipcowy, upalny weekend
Przełom czerwca i lipca objawił się u mnie brakiem czasu na dłuższe, choćby weekendowe wypady nad wodę. Mimo takiej sytuacji udało mi się wcisnąć między pracę, a obowiązki domowe kilka wyjazdów na „szybką nockę”. Efekty tego łowienia były zadowalające, ale było to dla mnie strasznie męczące. Zarwane noce, oczy w pracy na przysłowiowe zapałki, targanie całego majdanu, aby tylko na kilka godzin posiedzieć nad wodą dało mi się nieźle we znaki i po prostu miałem już tego trochę dość. W końcu przyszedł czas, aby wspólnie z żoną móc sobie pozwolić na spędzenie całego weekendu nad wodą.
W piątek rano, kiedy autko było już zapakowane wyruszyliśmy w drogę nad łowisko Stary Staw. Jest to mój drugi w tym roku wyjazd w to miejsce. Kwietniowa zasiadka zakończyła się pobiciem rekordu życiowego i wyholowaniem kilku innych naprawdę sporych karpi. Jednak z obecnym wyjazdem nie wiązałem zbyt wielkich nadziei gdyż prognoza pogody była bezlitosna. Wysokie ciśnienie oraz fala upałów, która nadciągnęła nad Polskę na pewno nie będą sprzyjały żerowaniu karpi - tak przynajmniej mi się wydawało. Po dotarciu nad wodę przyszedł czas na rozbicie obozowiska, przyznam szczerze, że w trzydziesto - stopniowym upale czynność ta odbiera siły i daje się nieźle we znaki.
Następnie nadszedł czas, aby uszykować zestawy oraz przynęty dla naszych milusińskich. Podczas tego wyjazdu łowiłem na dwa smaki Angry Plum (totalny kiler podczas mojego kwietniowego pobytu nad Starym Stawem) oraz KrillBerry . Zestaw z Angry Plum to duży bałwanek z kulek o średnicy 21mm+18mm pop up. Dodatkowo do komory zanętowej w łódce wsypuję mieszankę pelletów Red Halibut oraz Black Halibut i oczywiście kulki o smaku Angry Plum. Łącznie około kilograma porcji na zestaw. Druga wędka uzbrojona jest w KrillBerry, a na włosie zawisają dwie kulki Hard Hookers 21mm i do tego korkowy pop-up w rozmiarze 18mm w tym samym smaku.
Kiedy wędki w gotowości spoczywały już na stojaku, przyszła pora na obiad, a przyszykowany przez moją drugą połówkę smakował rewelacyjnie.
Upał stawał się coraz bardziej nie do zniesienia, a my cały czas chłodziliśmy się zimnym piwkiem i czekaliśmy, aż nadejdzie wieczór żeby temperatura w końcu się obniżyła. Podczas tego oczekiwania nastąpiło pierwsze branie, po dość walecznym holu pierwszy karp trafia na matę. Angry Plum po raz kolejny zdaje egzamin.
Kiedy nadchodzi wieczór wraz z żoną czujemy ulgę, temperatura znacznie się obniża, jednak wtedy pojawia się kolejny problem - atak komarów i meszek. Komfortowe siedzenie na świeżym powietrzu nie wchodzi w grę. Całe szczęście, że w namiocie Trakker SLX V2 Bivvy mamy dwa przednie panele, jeden całkowicie zakryty, a drugi w całości wykonany z moskitiery. W takie letnie wieczory, kiedy robactwo nie daje nam spokoju, możemy w komfortowych warunkach siedzieć do późnych godzin nocnych i nie przejmować się bzykającymi nad głową i gryzącymi komarami.
Kiedy zaczynamy lekko przysypiać, na równe nogi zrywa nas pisk centralki. Kolejny łakomczuch Angry Plum trafia do podbieraka.
Ranek wita nas pięknym widokiem. Swoją drogą dla takich chwil warto żyć!
Niestety, nadchodzący dzień jest strasznie upalny. Ciężko jest wysiedzieć w miejscu i towarzyszy temu brak ochoty na cokolwiek. O dziwo niemal w samo południe przy żarze lejącym się z nieba, mam energiczne branie, po którym kolejny karp melduje się na macie. Ten pokusił się na zestaw z KrillBerry, jak możecie się przekonać, trzy tak duże kulki znajdujące się na włosie nie są żadnym problemem dla dziesięciokilogramowego karpia.
Wieczorem mam kolejne energiczne branie, które udało mi się uwiecznić na filmiku. Niestety karp po dość emocjonującym holu spina się z haka. Na niebie zaczynają być widoczne ciemne chmury, wiatr wieje coraz mocniej, a w radiu słyszę komunikat, że nad Polskę nadciągają burze z gradobiciem. Takie załamanie pogody podczas fali upałów jest idealnym momentem do połowu Cyprinusów, jednak musimy także zadbać o swoje bezpieczeństwo. Podczas takich anomalii nad wodą nie ma żartów. Bezpieczeństwo jest sprawą najważniejszą. Kiedy zaczyna się robić ciemno po raz kolejny na zestaw z KrillBerry mam branie i choć karp nie należy do wielkoludów, robi totalne zamieszanie zgarniając podczas holu drugi kij. Niestety takie rzeczy czasami się zdarzają i trzeba sobie jakoś poradzić z „małą” plątaniną i kolejną wywózką zestawów.
Kiedy kładziemy się do namiotu w oddali widać błyski, jednak u nas póki co burzy nie ma. Leżąc i rozmawiając z żoną, co chwile słyszymy, że na wodzie są efektowne spławy. Karpie mocno dają o sobie znać, a co najważniejsze robią to w miejscu gdzie położone mam zestawy. Kiedy zaczynamy przysypiać, pisk centralki wyrywa mnie z namiotu. Hol trwa dosyć długo, ryba robi kolejne odjazdy zbierając ze sobą zielsko i tym samym sprawdza wytrzymałość mojego sprzętu, by po kilku minutach wylądować w podbieraku, którym podczas tego wyjazdu bezbłędnie operuje moja druga połówka.
Kiedy tylko kończymy sesję zdjęciową z karpiem nadchodzi totalne oberwanie chmury i woda zaczyna lecieć z nieba strumieniami. W takich warunkach nie ma mowy o wywiezieniu zestawu tym bardziej, że w oddali widać błyski i słychać grzmoty piorunów. Chowamy się do namiotu, aby przeczekać nawałnicę. Niestety ta nie chce nas opuścić i dopiero po około godzinie intensywnych opadów, lekko odpuszcza. Wykorzystuję chwilę, kiedy deszcz tylko lekko mży, zakładam kulki na włos, łódeczkę wypełniam karelowymi pysznościami i jak najszybciej wywożę zestaw. Kiedy kończę wywózkę znowu zaczyna mocno lać, więc czym prędzej wskakuję do namiotu. Podczas tej nocy nie ma mowy o śnie, woda leci z nieba jakby z kranu i obijając się o namiot strasznie hałasuje. Około godziny czwartej nad ranem, kiedy przestaje padać mam delikatne piśniecie na sygnalizatorze. Natychmiast dobiegam do wędki i widzę jak swinger lekko podjechał do góry i kij delikatnie wygiął się do boku. Likwiduje owo naprężenie i wskakuję z powrotem pod śpiwór, ale po chwili sytuacja się powtarza, znowu delikatne piśnięcie i swinger po raz kolejny podjeżdża minimalnie do góry. Tym razem wybiegam z namiotu i zacinam niemrawe branie. Od razu czuję dużą moc ryby, która znajduje się na haku. Karp ledwo co daje się holować i robi strasznie mocne odjazdy, kiedy nasza walka trwa już dobrych kilka minut, zaczynam podejrzewać, że na haku znalazł się sum… Ryby nie można oderwać od dna i co chwila czuć na kiju mocne uderzenia. Hol trwa dalej, a ja nie wiem tak naprawdę z jaką rybą walczę. Dopiero po kilkunastu minutach przed podbierakiem pokazuje się wielki, brzuchaty karp. Jednak to nie sum - pomyślałem. Ostatni odjazd ryby był naprawdę efektowny, ale był to jej ostatni zryw i później nastąpiła kapitulacja. W środku zastanawiam się czy będzie magiczne 20 kg??? Po chwili niepewności waga wskazuje 21,5 kg, od tego trzeba odjąć wagę maty równe 2 kg, czyli zostaje 19, 5 kg. Troszkę zabrakło do magicznej dwudziestki, ale i tak jestem maksymalnie szczęśliwy. KrillBerry tej nocy pokazało swoją moc!!!
Zasiadka dobiegła końca, szczęśliwy i spełniony wracam do domu. Szczęśliwy tym bardziej, iż towarzyszyła mi żona, zresztą już nie pierwszy raz i po raz kolejny udowodniła, że podbierakiem operuje tak samo dobrze jak pilniczkiem do paznokci czy tuszem do rzęs. Nie straszne jej ulewy, burze i inne anomalia, zawsze, kiedy jest ze mną, zaraz po mnie startuje do brania i zawsze mam pewność, że zrobi to, co do niej należy. Dzięki Mała!!!
Z karpiowymi pozdrowieniami
Tomek Słowiński - Carp World Team