Blog
Lumír, Vlado i dziesięć razy ponad 19 kg!!!
W życiu każdego karpiarza zdarza się chyba prędzej czy później naprawdę udana wyprawa.
Jednak o tym, co udało się osiągnąć Nikl Teamowi podczas jesiennej wyprawy do Francji, nie śniło się karpiarzom nawet w najśmielszych snach. Po tych kilku latach, kiedy będąc we Francji koncentrowaliśmy się na dużych, dzikich jeziorach, zdecydowaliśmy się na zmianę. Wyczerpujące i kosztujące nas mnóstwo energii wyprawy z dużą ilością sprzętu postanowiliśmy zastąpić łowieniem na mniejszych państwowych piaskowniach w innej części Francji. Od naszych zagranicznych znajomych otrzymaliśmy informacje o kilku obiecujących wodach, a zatem nie pozostawało nic innego, jak zapakować do naszego sharana zredukowane wyposażenie, zapas zanęty, na tydzień urwać się z tego wariatkowa zwanego pracą i wyruszyć na spotkanie z nową przygodą. Po podróży, która zdawała się nie mieć końca, następuje obowiązkowy zakup zezwoleń w sklepie wędkarskim i uzupełnienie niezbędnych zapasów jedzenia i napojów. Dzięki temu, że już wcześniej dokładnie przestudiowaliśmy mapy, po przyjeździe nad wodę udało nam się natychmiast zorientować i skierować na wytypowane miejsce.
Szybko nadmuchaliśmy mniejszy ponton i zanęciliśmy wybraną powierzchnię. Wybraliśmy kombinację kulek Kill Krill i solidnej porcji rzepaku. Zanętę rozrzuciliśmy równomiernie na około trzydziestometrowym odcinku, gdzie zarzuciliśmy wszystkie nasze wędki. Potem, już zupełnie wyczerpani fizycznie, zwaliliśmy się na leżaki i po męczącej podróży pozwoliliśmy sobie nawet na trochę snu. W ciągu pierwszych 36 godzin nic się nie działo. Karpie najwyraźniej nie natknęły się na naszą zanętę. Dlatego Vlado spędził mnóstwo czasu na pontonie z echosondą i zdecydował się rozmieścić przynęty również w zatoce po prawej ręce. Znalazł sobie kładkę, której bezgranicznie ufał i chociaż miejscowi karpiarze twierdzili, że na tym obszarze absolutnie nie ma perspektyw, dwie ze swoich wędek umieścił w tych właśnie miejscach.
Wraz z nadejściem zmroku nadchodzi też pierwsze branie Vlada z zatoki. Metrowy sum nie sprawia nam zbyt wiele radości. Kolejne branie z zatoki jest już jednak sprawką 15-kilogramowego karpia, w którego ślady niedługo potem idzie golec takiej samej wielkości. Od razu wszystko stało się weselsze. Rano, z przyjściem deszczu, na naszym głównym łowisku zaczynają się kręcić ryby. Po paru minutach mam branie i po ciężkim pojedynku naprowadzam na brzegu do podbieraka pierwszego karpia. Nie mija dużo czasu i kolejne ryby idą w jego ślady. Na zmianę odzywają się sygnalizatory prawie na wszystkich wędkach, a my pokonujemy jednego wspaniałego karpia za drugim. Ryby po prostu zwariowały na punkcie naszej zanęty, a my doświadczamy czegoś, co już prawdopodobnie nigdy w życiu się nie powtórzy. Deszcz pada coraz mocniej, a my donęcamy nasze nieprawdopodobnie „rozkręcone” miejsce rzepakiem i Kill Krillem. Jakiekolwiek zawahanie w donęcaniu mogłoby w tej chwili skutkować odpłynięciem żerujących karpi.
Dzięki ciągłemu donęcaniu udało nam się utrzymać żerujące ryby na naszym miejscu praktycznie przez 3 dni i w ten sposób mieliśmy możliwość przyjrzeć się na macie chyba zdecydowanej większości tego niezwykle barwnego stada karpich piękności. W silnie zanęconym miejscu odławialiśmy karpie na próbki testowe pływających kulek Kill Krill silnie nadipowanych w dipie o tym samym smaku. Na zestawy z doskonałej nowej plecionki w otulinie Strip-X firmy Carp’R’Us wiązaliśmy haczyki Continental Snag Hook ATS w rozmiarze 4, dodatkowo wyposażone w pozycjonery Mouthsnagger. Ważnym elementem naszej taktyki było wykorzystanie wysokiej jakości fluorocarbonu Clearwater XT jako żyłki głównej. Fluorocarbon, dzięki swojej wadze oraz temu, że nie rzuca się w oczy na tle dna, jest obecnie bez dwóch zdań najlepszym materiałem do wędkowania z gruntu. Dzięki niemu nasze wędki doskonale kamuflowały się na dnie, ryby nie zdołały tak szybko odkryć naszych pułapek, a my stopniowo odławialiśmy prawie całe stado…
Biorąc pod uwagę deszczową pogodę, oceniłem swój nowy namiot Tempest Bivvy System na piątkę. Po siedmiu latach zdecydowałem się wymienić swoje brolly na niego i muszę potwierdzić, że spełnił moje oczekiwania pod każdym względem na 100% i ani trochę nie żałuję tej inwestycji. Tradycyjnie nacieszyliśmy się z Vladem tą fantastyczną wyprawą bez żadnych „ale”. Kiedy tak o tym myślę, dochodzę do wniosku, że Vlado jako towarzysz jest dla mnie po prostu gwarancją wspaniałej wędkarskiej wyprawy.
Oceńcie zresztą sami – końcowe zestawienie naszych zdobyczy brzmi jak jakieś science fiction. Razem złowiliśmy 19 karpi, 5 amurów i 4 sumy. Średnia waga wszystkich złowionych karpi to niewiarygodne 18,29 kg. Łącznie 10 karpi przekroczyło 19 kg. 5 karpi „prześlizgnęło się” przez magiczną granicę 20 kg. Największe ryby Vlada: 19,7 – 20,1 – 20,5 i 22,1 kg. Moje karpie: 19,2 – 19,3 – 19,4 – 19, 7 – 20,3 i 23 kg. Lumír Francek Tłumaczenie z języka czeskiego: Hanna Olejniczak