Blog
(nie taka) Cicha Woda
Cicha woda.
Nazwa trafna, bo w tym miejscu rzeczywiście można się wyciszyć, ale woda sama w sobie do najcichszych tym razem nie należała. Od mojej ostatniej wizyty tutaj minął ponad rok. Wówczas z racji tarła, na mojej macie lądowały w większości amury.
Plan na powrót nad tą wodę chodził mi po głowie już od wiosny. I stało się ;)
Na miejscu zameldowałem się około południa, czyli w największy upał. Pomimo słonecznej pogody, perspektywa dwóch wieczorów i dwóch nocy napawała optymizmem. Południowo zachodni wiatr również robił swoje.
Na zasiadkę wybrałem moje ulubione ostatnie stanowisko na Zaroślaku. Jest to jeden z dwóch dostępnych tutaj zbiorników. Jak sama nazwa wskazuje jest dość mocno porośnięty, głównie grążelami , do tego dochodzi głęboki muł. Z lewej strony mojego miejsca miałem do dyspozycji fajną, niewielką zatoczkę, od której dzieliły mnie podwójne połacie gęstych grążeli. Zaraz na ich skraju znajdował się ciekawy przesmyk. Jeden zestaw obowiązkowo wylądował w zatoce. Podejrzewam, że to miejsce z racji dostępu jest omijane, ponieważ wyjęcie stamtąd ryby z brzegu byłoby naprawdę kłopotliwe. Pływając po zatoce udało mi się wielokrotnie zaobserwować karpie, które sprawiały wrażenie zaskoczonych, że w ogóle ktoś się tam do nich dostał. Czmychały w gęste trzciny wzbijając chmury mułu.
Na zestaw w zatoce sypałem kilka łyżek kukurydzy , konopi i orzecha tygrysiego. Do tego trochę swoich kulek i niewielką ilość grubego pelletu. Drugi zestaw wylądował na środku wody na skraju niewielkiej kępy grążeli. Na obu włosach miałem swoje kulki rybne podbite owocowym popkiem.
Wczesny wieczór, przyjemna kojąca temperatura i piękny zachód słońca nad wodą. Do tego co raz spławiające się karpie. Super.
Po kilku godzinach pierwszy odjazd na prawym kiju z grążeli, piękna rola. Ryba od razu poszła w grążel, a zaraz po wyciągnięciu w kolejne, tak to tu często wygląda ;) Koniec końców i stąd udało się ją wyjąć. Na brzegu szybkie ważenie i pierwszy karpiszon 10 kg wita mnie po roku. Jest dobrze.
Tej nocy było jeszcze jedno branie z zatoki, tym razem wygrała ryba. Sądząc po holu podejrzewam, że była sporo mniejsza, ale w sumie nigdy nic nie wiadomo. Myślałem o tym później chyba z pół nocy ;p
Kolejnego dnia przed południem, znów zawył sygnał z zatoki. Tym razem jednak melduje się maluch ok 3-4 kg, takie w dalszym ciągu się tu zdarzają.
Minął kolejny dzień. Znów wyje lewy kij, tym razem od razu wiem, że wróciły konkrety. Bardzo silna ryba, łatwo nie daje za wygraną. Ostatecznie ląduje na macie, a następnie 13 kg obciąża wagę. Super, może nie olbrzym, ale tendencja rosnąca.
Po południu tego samego dnia na drugim kiju zameldowała się kolejna 13-stka ;) Mimo tradycyjnego zaparkowania w zielsku , udało się ją wyjąć z brzegu. Jest dobrze. Kolejny przyjemny wieczór
Dzień powrotu. Pogoda się załamała, zachmurzenie, ochłodzenie i opady. Dwie godziny przed odjazdem, z samego rana, mam branie na kiju w zatoce( jak się później okaże ostatnie). Wskakuję do kompletnie mokrego pontonu i zaczynam zabawę. Silne odjazdy i dłuższy brak kontaktu wzrokowego napawają optymizmem:) Ostatecznie jednak karpiszon okazuje się 7 kg małym wojownikiem o wspaniałym ułuszczeniu, które w zupełności rekompensowało braki w kilogramach ;)
Kolejną, już mniej przyjemną rzeczą tego wyjazdu, było pakowanie w większości wszystkiego na mokro. Bywa. Ogólnie wyjazd uważam na udany, pomimo braku rekordów. Mam nadzieję, że z kolejną wizytą nad Cichą Wodą zjawię się szybciej niż za 12 miesięcy ;)
Zachęcam do obejrzenia krótkiego materiału filmowego z wyjazdu i subskrypcji :)
Pozdrawiam