Blog
Piękno dzikich ryb – Dariusz Bużdygan
Majowy weekend postanowiłem spędzić nad rzeką Odrą. Kiedy planowałem zasiadkę wówczas nawet nie przypuszczałem, że będzie to jedna z najlepszych zasiadek na Odrze. Wiele dni poświęciłem na szukanie odpowiedniego odcinka rzeki. Przeczesując długie kilometry Odry, szukałem „śladów” karpi. Tak naprawdę szukałem żyznego odcinka rzeki w postaci naturalnych żerowisk, w których mogłem spodziewać się karpi.
Kiedy zdecydowałem się na miejsce, w którym łowię zacząłem od koszenia wielkiej trawy, dokładnego sondowania główki i wielkiego nęcenia. Na pierwszy ogień poszła kukurydza, później wielkie i twarde kulki. Kulki, którymi nęcę w Odrze robię sam, na komponentach i mixach firmy Karl Nikl. Natomiast łowię na flagowe kulki Nikla, przede wszystkim kill krill, krillbery i salmon&peach.
Za każdym razem, kiedy wracałem nad rzekę nęcić, widziałem dużą aktywność ryb, w nęconej główce. W końcu nadszedł pierwszy dzień zasiadki, przeniesienie sprzętu, rozbicie całego obozu karpiowego zajęło niemal całe popołudnie. Pierwsza noc przebiegła spokojnie, w dzień do południa łowię kilka kleni.
Kilka minut po dwunastej w nocy mam branie pierwszego karpia, niesamowite uczucie powraca. Hol w rzece za każdym razem dostarcza niesamowitych wrażeń. Po kilkunastu minutach podbieram ładnego lustrzenia. Pierwsza ryba zawsze dobrze nastraja, to również dobry znak na kolejne brania. Nad ranem doławiam kolejną rybę, tym razem amura. Cały czas coś się dzieje, klenie również żerowały na całego. Następna noc przynosi branie grubego lustrzenia, wspaniała walka zakończona sukcesem na moją korzyść. A raczej na korzyść carp-rusa-a, bo hak Continental sprawdził się w stu procentach.
Szkoda tylko, że weekend tak szybko się kończył, bo ryby nadal wykazywały aktywność. Na do widzenia wsypuję kilka kilogramów kulek ze stajni Nikla i wracam do domu. Po takich braniach w domu wytrzymałem tylko kilka dni i powróciłem nad Odrę. Po przyjeździe wrzuciłem kilka kilogramów kulek, również nie żałując ziarna.
Pierwsza noc bez brania, ale już po południu następnego dnia podbieram karpia pełnołuskiego. Myślę... jest dobrze, gra rozpoczęta. Około godziny 19, tego samego dnia mój Delkim wyje ponownie bez opamiętania, podnoszę kij i czuję siłę ryby, która ucieka w dół rzeki. Widząc co się dzieje, a raczej czując coraz silniejsze zrywy ryby, już wiem, że nie podbiorę tego dzikusa w tej klatce.
Nagle mam zaczep, karp przepływając blisko szczytu główki, zahacza ciężarkiem między kamieniami. Wchodzę do wody na szczycie główki, próbuję uwolnić ciężarek spomiędzy kamieni. Po kilku próbach widzę jak ciężarek wyskakuje z wody i zsuwa się po lince w dół, w kierunku karpia. Nie mógł się wyczepić, gdyż miałem zastosowany ciężarek centryczny.
Ale ulga, nadal mam kontakt z rybą, po kilkunastu jeszcze minutach wyciągam pięknego karpia pełnołuskiego.
Przed nocą donęcam łowisko, zmieniam przynęty na mniej wymoczone, idealnie zarzucam zestawy i kładę się spać. Równo o 3 w nocy, Delkim znów wyje z całej mocy, mam kolejne branie. Tym razem czuję, że ryba jest bardzo, bardzo silna, nie szaleje jak poprzedni "fajter". Nie wysnuwa z wielką szybkością linki, tylko wykorzystując swoją masę bardzo ciężko „idzie” przy dnie, chwilami zatrzymując się w bezruchu. Zresztą wcale mi to nie przeszkadzało, ja również w tym czasie odpoczywałem. Mija sporo czasu a ja ciągle nawet nie podholowałem kawałka, ryba w ogóle nie słabła. Miałem różne myśli, najpierw myślałem, że to wielkie amurzysko, później pomyślałem, że to może sum. Ryba cały czas „chodziła” w główce nawet nie daleko około 10,15 metrów od brzegu. Do samego końca nie było widać co to za ryba. W końcu udaje się, podbieram przepięknego karpia pełnołuskiego. Sam w to nie mogłem uwierzyć, holowałem tego karpia ponad godzinę.
Przeżyłem już kiedyś taki hol, ale to było na Cassien, w życiu bym nie powiedział, że powtórzę to na naszej Odrze. Hak carp –rus-a sprawdził się ponownie w stu procentach, zapiął pysk karpia potrójnie, zresztą będzie widać na zdjęciu. Po tym holu strzałówka, linka główna na odcinku ok. 30-40m nadawała się tylko do wyrzucenia. Strzałówka była już mocno poprzecierana a linka główna niesamowicie poskręcana. Po tej nocy już byłem naprawdę szczęśliwy, złowiłem 3 piękne pełnołuskie dzikusy niemal jeden po drugim.
Mam taką swoją zasadę, nie piszę wagi ryb poniżej 20 kg. Jednak tym razem, chyba ze szczęścia, uchylę rąbka tajemnicy. Ryby, które złowiłem miały 7kg, 9kg,10kg, 13kg, 15kg i 20,02kg.
Pozdrawiam wszystkich i życzę jeszcze ładniejszych ryb.
Dariusz Bużdygan – Team Nikl.