Blog
Twierdza Rybnik dla wytrwałych wojowników!
Znajomi pytają mnie często „Szymon, kiedy kończysz sezon wędkarski?” Odpowiadam: „U mnie sezon trwa cały rok”. Obecne anomalia pogodowe często pomagają nam przedłużyć sezon na pobliskich zbiornikach wodnych, musimy jednak liczyć się z tym, że brania będą bardzo delikatne, chimeryczne, a czasami nawet złowienie karpia graniczyć będzie z cudem. Dobrą alternatywą są cieplejsze akweny jak np. Rybnik, Kanał Dolnej Odry, czy ciepłe kanały w Koninie. Karpie żerują w tych wodach intensywnie przez cały rok, dlatego często możemy liczyć na obfitość brań oraz rekordowe okazy.
Zimowe zasiadki rządzą się innymi prawami. Tutaj szczególnie musimy zadbać o nasze bezpieczeństwo i zdrowie. Niekiedy zimno, które nam towarzyszy potrafi nas tak sparaliżować, że nie będziemy mogli wywieź zestawów. Warto zadbać o dobry i bezpieczny piecyk, jak również odpowiednią odzież termo. Zimą musimy być dwa razy bardziej zorganizowani i wyposażeni niż podczas zasiadek w porach letnich. Absolutnie trzeba odstawić alkohol, który może doprowadzić do wyziębienia organizmu.
Tegoroczny wypad na Rybnickie morze okazał się strzałem w dziesiątkę. Nikt z ekipy nie spodziewał się tego, o czym przeczytacie za chwilę. Przygotowania trwały od początku roku, a najwięcej czasu zabrały nam rozmowy na temat wody, najlepszych miejscówek oraz żołądków karpi, czyli smakołyków, którymi można przechytrzyć tamtejsze okazy. Z wcześniejszych doświadczeń wiedzieliśmy już, że sprzęt będzie również poddany na ekstremalne warunki, także wyposażyliśmy się w mocne kołowrotki, żyłki, strzałówki oraz zestawy końcowe. Nie obyło się jednak bez utraty kilku szpuli żyłki w korzeniach.
Pierwszy dzień zasiadki był najtrudniejszy. Pogoda zafundowała nam ciężką przeprawę i o mało, co nie poskładała nas z powrotem do domu. Rozkładanie w marznącym deszczu i mocnym wietrze nie należy do przyjemnych rzeczy, a nie mówię już o sondowaniu i pływaniu po wzburzonym zalewie. Nie wszystkim w tym dniu udało się wywieźć zestawy. Nadzieją były dla nas komentarze miejscowych, którzy mówili, że to najlepsza pogoda na Rybnik i powinniśmy połowić. Po pierwszej nocy Kamil może pochwalić się pięknym dwunastokilogramowym pełnołuskim. Dobiegają do nas również informacje z drugiej strony zalewu o wyholowaniu nowego rekordu Polski. Tym bardziej jesteśmy zdeterminowani faktem, że łowimy na zbiorniku, w którym pływa oficjalnie największy karp w Polsce.
Pogoda powoli się poprawia, także możemy jeszcze bardziej dopieścić swoje działania. Elektrownia zrzuca duże ilości ciepłej wody, z naszych żyłek robią się balony, dlatego stosujemy bardzo duże ciężarki dwa razy 220 g lub półkilogramowe kamienie. Będąc na Rybniku nastawiamy się na ogromne karpie, używamy, zatem dużych kulek 24 mm. Najbardziej sprawdzają się kulki własnej produkcji, do których używamy mączki z kryla oraz aromatu kryl. Mniejsze karpie upodobały sobie jednak kulki przełamane owocem Fresh Fruit
Po drugiej dobie udaje mi się złowić pierwszego karpia pełnołuskiego o wadze 8 kg. Zawsze po złowieniu pierwszego karpia na zasiadce wszystko wygląda inaczej. Myślę, że wielu z nas może potwierdzić to uczucie jakby kamień spadł z serca, a może coś w bardziej w rodzaju potwierdzenia, że nasze działania są dobrze wycelowane i zaczynają przynosić efekty. Pogoda nadal się klaruje, a dodatkowo zmniejsza się wiatr, który niewątpliwie jest udręką na modeli zdalnie sterowanych. Łódki na Rybniku również przechodzą prawdziwy test. Udręką są nie tylko ogromne fale, ale również zakłócenia radiowe.
I oto worek z karpiami się rozwiązał. Trzecia doba przynosi wielki sukces temu, który w pierwszej dobie nie miał wywiezionych wędek. Grzesiu pobija swój rekord o pół kilo łowiąc pięknego lampasa o wadze 21,5 kg. Nocne branie, które wywołało ciarki na plecach na pewno pozostanie nam w pamięci. U mnie również na macie ląduje okazały karp ważący 16,5kg. Cwaniak, próbował mnie oszukać. Płynął w naszym kierunku, a prąd wody wybierał cały czas luz z żyłki, dlatego w ogóle nie było widać brania na swingerach. Wystarczyły mi trzy piknięcia sygnalizatora, żeby podjąć decyzje – tnij! Łowiliśmy również przez okna w grzebieniu, aczkolwiek wchodziły tutaj same wysportowane karpie w przedziale wagowym 5-10 kg.
Pozostaje nam 24 godziny nadziei na złowienie konkretnej ryby. Czuć w powietrzu, że wydarzy się coś pięknego. Jak co dzień popołudniowe wywożenie zestawów, wszystko robimy z jak największą starannością. Zestaw ląduje na „kormoranach”, mija 15 minut i wyjazd ze szpuli. Na brzegu melduje się karp 10 kg. Nocne wywożenie zestawów, płyniemy pontonem obok łódki, cały czas kontaktujemy się telefonicznie z brzegiem, wszystko po to, żeby zestaw leżał idealnie w nęconym miejscu. Kamilowi w nocy karpie ściągają dwie wędki, ale są to mniejsze sztuki. Grzesiu znów przeżywa potężny odjazd jednak po krótkim holu ryba się spina. Idziemy spać. Śni mi się, że łowię tak dużego karpia, że do wyjęcia go z podbierakiem z wody potrzebne są dwie osoby, które łapią tą rybę od spodu. Sen się powoli urywa, uświadamiam sobie, że moja centralka piszczy jak najęta. Zacinam. Dookoła mleko się rozlało. Nic nie widać, karp stanął. W tej chwili następuje bardzo ryzykowna decyzja, ale dzięki Bogu po godzinie znów jesteśmy na brzegu z moim nowym rekordem. Tego się nie da opisać… To trzeba przeżyć… Twierdza Rybnik Zdobyta…