Aktualność
Drugie podejście Michała Szołtyska do Wygonina
Istnieją łowiska, które dzięki otaczającej je przyrodzie potrafią zauroczyć, a jeżeli dodamy do tego wspaniałe ryby to dystans kilkuset kilometrów nie stanowi przeszkody. Tak było właśnie w przypadku Michała i łowiska Wygonin.
Podczas minionych wakacji Michał wraz z Sandrą ponowni postanowili udać się nad Wygonin. Łowisko, na którym spędzili ubiegłoroczną wakacyjną zasiadkę zauroczyło ich do tego stopnie, że wrócili tutaj i w tym toku.
W artykule Michała przeczytacie:
- wspaniałe opisy tutejszych krajobrazów,
- o przynętach, które stosuje
- oraz o niespodziewanym gościu w namiocie.
Fragment tekstu:
Trasa, jaką mamy do przebycia, to prawie 500 kilometrów jazdy samochodem, więc ruszamy z Sandrą o trzeciej nad ranem, by maksymalnie do godziny 9.00 rano stawić się na miejscu i spokojnie przeprawić się na nasze wcześniej zarezerwowane stanowisko. Stanowisko nr 2, na którym będziemy wędkować, jest dość przestronne i szerokie oraz przez większość dnia dobrze nasłonecznione, lecz przeprawiać się na nie trzeba drogą wodną, gdyż nie ma tam w tej chwili wygodnego dojazdu. Po kilkugodzinnej jeździe samochodem, zmęczeni, lecz szczęśliwi, zachwycamy się widokiem jeziora otoczonego starym iglastym lasem. Na miejscu wita nas pani Monika, która organizuje nam przeprawę łodzią na nasze zarezerwowane wcześniej miejsce. Po półtorej godziny od przyjazdu jesteśmy już rozładowani i zabieramy się za rozbicie naszego obozowiska. Mamy szczęście, gdyż chwilę po rozłożeniu namiotu i brolly zaczyna padać deszcz. Powtórka z rozrywki. Takiego mamy farta, że zawsze pierwszego i ostatniego dnia naszego wypadu wita i żegna nas deszczowa aura. Dla Sandry być może jest to bardziej uciążliwe, lecz ja nic sobie z tego powodu nie robię i zabieram się za sondowanie łowiska. Opływam je i wyznaczam miejscówki odpowiednio na głębokościach od 7 do 10,5 metra. Dno jest tam dość twarde, z niewielką warstwą mułu. Zamiast markerem znaczę miejsca położenia zestawów spławikami zawieszonymi na cienkiej żyłce. Dlaczego w ten sposób? Po pierwsze - cieniutka żyłka, w tym przypadku 0.14 mm, jest niewidoczna dla ryb, po drugie - w przypadku, gdy po braniu karp zapląta się w tego typu marker, spławik zsunie się z żyłki, a ja mogę bezpiecznie holować rybę do brzegu. Moje miejscówki znajdują się w odległości około 70 metrów od brzegu, więc wywózka zestawów przebiega szybko i sprawnie.
Jesteście ciekawi całego artykułu Michała? Zapraszamy do najnowszego numeru magazynu Świat Karpia 5/2017, który jest już dostępny w sklepach. Kupicie go również w naszym e-sklepie - TUTAJ