Aktualność
Jesienne karpie
Polska jest krajem, który nie tylko ze względu na różnorodność środowiskową wód, ale także dzięki swojemu położeniu geograficznemu, stanowi raj dla wędkarzy karpiowych. Posiadamy do swojej dyspozycji najrozmaitsze zbiorniki, zarówno sztuczne jak i naturalne. Dodatkowo szerokość geograficzna, na której położony jest nasz kraj, tworzy odmienne warunki, uzależnione od zmieniających się pór roku. W tym tekście chciałbym odnieść się do specyficznych zasiadek jesiennych, które moim zdaniem są bardzo trudne i wymagające (najbardziej chyba pod względem logistycznym). Jednakże, to one podsumowują sezon, a złapane na tychże zasiadkach karpie (zazwyczaj największe), są ukoronowaniem naszych całorocznych wysiłków.
Kiedy jesień jest już w pełni, celem moich zasiadek stają się zwykle głębokie łowiska, o dużej powierzchni. Takie warunki oferuje karpiarzom jezioro Wersminia, które jest położone niedaleko Kętrzyna. Charakteryzuje się ono krystalicznie czystą wodą i olbrzymią ilością zamieszkujących je stworzeń. Wybierając się na wersmińskie karpie, liczyłem się z tym, że będę musiał przeprawić się łodzią na drugą stronę jeziora. W tym momencie dała o sobie znać jesienna aura. Rzęsiście padający deszcz nie tylko nie ułatwiał mi przeprawy, ale też z niezwykłą skutecznością spowodował przemoknięcie ubrań i części wyposażenia. I tu nasuwa się pierwsza refleksja dotycząca jesiennych zasiadek. Musimy liczyć się ze zmiennością pogody i w razie niesprzyjających warunków należy być wyposażonym w dodatkowe dwa komplety odzieży na przebranie. O tej porze roku zabieram ze sobą kombinezon przeciwdeszczowy, dwie-trzy ciepłe bluzy, dodatkową parę spodni oraz jeszcze jedną kurtkę. Niezbędnym asortymentem odzieżowym jest także ciepła bielizna (zazwyczaj dwa komplety), czapka i rękawiczki taktyczne. Ilość zabieranych przeze mnie ubrań jest związana nie tylko z wygodą i komfortem, ale także z tym, aby móc zapobiegać ewentualnym komplikacjom zdrowotnym. Pod tym względem zwiększony bagaż może być wspólnym mianownikiem zasiadek wiosennych i jesiennych.
Po przeprawieniu się na drugą stronę, rozstawiłem obóz, żeby szybko zabezpieczyć sprzęt przed nadal padającym deszczem. Namiot, który miał być moim schronieniem na kolejne dwie noce, dodatkowo wyposażyłem w narzutę, co również miało wpływ na wielkość zabieranego przeze mnie bagażu. Teraz przyszedł czas na przygotowanie sprzętu stricte wędkarskiego. W moim przypadku pora roku nie ma właściwie wpływu na jego dobór. Wędki w zasadzie zmieniają się tylko ze względu na sposób podawania przeze mnie przynęty. Łowiąc z rzutu, najczęściej używam wędki Mikado M-ka, natomiast jeśli wywożę zestawy, w ruch idą niezawodne kije Excellence. Sprzęt służący ochronie karpia również pozostaje niezależnie ten sam. Najczęściej jest to mata Cradle Mat oraz podbierak M-NET S16-6050. Akcesoria i elementy zestawów zawsze staram się dopasowywać do rodzaju dna i metody zaprezentowania przynęty, więc w tym miejscu także pora roku raczej nie ma wpływu na ich wybór. Elementami zestawu końcowego, które mogą ewentualnie jesienią uprościć zadanie, są leadcore oraz przypon strzałowy. Jeśli chodzi o wytrzymałość, niczego im nie brakuje, przez co ułatwiają np. wyholowanie zaplątanego w grążelach karpia.
Na mojej jesiennej zasiadce, po tym, jak przygotowałem sprzęt i uzbroiłem wędki, zająłem się sondowaniem miejscówek. Przeczesując głębsze akweny, szukałem spadów i podwodnych półek. Kiedy wreszcie wybrałem miejsca, które miały stać się "stołówką" dla karpi - wywiozłem zestawy. Dopiero w tym czasie przestał padać deszcz, choć nadal było pochmurno i nic nie zapowiadało przejaśnień. Zestawy zanęciłem punktowo, sypiąc pod każdy z nich po łyżce pelletu i podwieszając na haczykach siatkę PVA APV-METP18, wypełnioną kulkami zanętowymi. Kiedy skończyłem z wywożeniem zestawów, nastąpił czas, żeby zająć się swoim jestestwem. Przede wszystkim zmieniłem ubrania na suche i przygotowałem sobie gorącą zupę. Muszę tu zaznaczyć, że na bardzo chłodne zasiadki, należy zabierać ze sobą kuchenki zasilane mieszanką gazów propan – butan. Kartusze kuchenek, które napełnione są tylko butanem, w niskich temperaturach mają problemy z uzyskaniem odpowiedniego ognia lub w ogóle się nie palą. O tej porze roku karpiarze również korzystają z różnego rodzaju piecyków grzewczych. Ja osobiście ich nie użytkuję, ale piszę o nich, aby pokazać, że ilość zabieranego na wyprawę karpiową bagażu, nie ma ograniczeń.
Po przebraniu się i zjedzeniu ciepłej strawy zauważyłem, że na zewnątrz namiotu zrobiło się już ciemno. Pod koniec października godzina osiemnasta po zmianie czasu z letniego na zimowy, staje się porą nocną. Biorąc pod uwagę fakt, że karp jest z reguły rybą nocnego żeru, dłuższy wieczór daje nam większe szanse na brania. Właśnie ta zależność mogła przyczynić się do gwałtownego odjazdu na mojej wędce tuż przed godziną 21.00. Wyskoczyłem z ciepłego śpiwora i przerwałem długą "rolkę". Hol był krótki i zdobycz szybko wylądowała na macie. Karp złapał się na pojedynczą kulkę wielkości 20 mm o smaku kałamarnicy, położoną na głębokości około 1,5 m. Szybka fotka i 11 kg ryba trafiła z powrotem do wody. Zmieniłem kulkę, założyłem nowe PVA z zanętą i wywiozłem zestaw ponownie. Do późnego wieczora, a w zasadzie do 4.30 (poza nielicznymi, pojedynczymi "pikami") nic się nie działo. Jednak nad ranem (choć wciąż było ciemno) coś wyrwało mnie z letargu. Kolejna wędka, kolejny odjazd, kolejna ryba. Tym razem hol był utrudniony, bo wiał bardzo silny wiatr, któremu towarzyszył również nieprzyjemny deszcz. Tym razem nie zdecydowałem się na ponowne wywiezienie zestawu, a złapanego karpia postanowiłem przetrzymać do rana w bardzo wygodnym i bezpiecznym worku z serii Carp Territory, celem zrobienia z nim zdjęć.
Sesja fotograficzna oczywiście odbyła się po śniadaniu, ale wyglądała ona trochę inaczej niż zwykle. Kiedy po zdjęciach wypuszczałem rybę do jeziora, nastąpiło kolejne branie. Odezwała się wędka, na której haczyk uzbrojony był w truskawkowego „popka” na wkręcie. I tu kolejne zaskoczenie – jesienią łowimy raczej na „śmierdziuchy”. Tym sposobem ryby na macie wymieniły się miejscami, przypominając trochę modelki na wybiegu – jedna schodzi, druga wchodzi. Jeszcze o tym wtedy nie wiedziałem, ale to była moja ostatnia ryba tej zasiadki. Pogoda, jak to jesienią bywa, szybko się zmieniła - zza chmur wyszło piękne słońce, ale tym samym wzrosło ciśnienie i brania ryb ustały.
Podsumowując, jesienna zasiadka, mimo zmiennej i niepewnej aury, była niezwykle udana. Wyholowane trzy piękne ryby, które pozwoliły mi się ze sobą sfotografować, pozostawiły piękne wspomnienia. Jesienne karpiarstwo, ku mojej uciesze, nie jest szablonowe i przewidywalne, o czym świadczy karp złapany na słodką kulkę, czy też ten przechytrzony z płytkiej wody. Zatem znów pozostaje wypracowywanie ryby odpowiednią taktyką i obserwacją łowiska. Ale czyż takie zdobycze nie cieszą najbardziej…?