Aktualność
Odkrywamy nieodkryte
Wybierając cele moich karpiowych zasiadek, kieruje się możliwością odkrywania podwodnego świata. Coraz mniej jest jednak tajemniczych miejsc. Jednym z takich wyjątkowych łowisk jest polodowcowe jezioro, położone pomiędzy alpejskimi szczytami we Francji.
Jesteście ciekawi całego artykułu, który przygotował Przemek? Zapraszamy do najnowszego numeru e-magazynu Świat Karpia 11/2019, który jest dostępny w naszej aplikacji WYDAWNICTWO AS PRO MEDIA.
POBIERZ APLIKACJĘ MOBILNĄ NA SWÓJ TELEFON
Aplikacja Android - >>> TUTAJ<<<
Aplikacja iOS - >>> TUTAJ <<<
Przygotowania do tej ekspedycji zaczęły się na długo przed terminem wyjazdu. Miejsce, które wybrałem, nie było przypadkowe. W planie był wyjazd nad nieznany zbiornik, gdzie nie ma tłumów, gdzie będę mógł odkrywać kolejną nową dla mnie wodę i bez przeszkód oddawać się swojej pasji. Celem było też zrealizowanie kolejnej części filmu z serii „Wędrówki karpiarza”, serii, w której chcę pokazać nie tylko łowienie samych ryb, ale i całą karpiową otoczkę, przybliżyć historię miejsc, w których będę uwieczniać kamerą ciekawe okolice, a przede wszystkim pokazywać, że wędkarstwo karpiowe to wspaniała wielka przygoda.
Uwielbiam takie karpiowe, wielodniowe eskapady i jestem wielkim zwolennikiem długich zasiadek. Ma to znaczenie nie tylko osobiste, ale i praktyczne. Na nieznanych wodach, gdzie nie mamy możliwości wcześniejszego rekonesansu, dłuższa zasiadka pozwoli nam poznać zbiornik i dostosować własną technikę łowienia do warunków, jakie zaobserwujemy przez te kilka czy kilkanaście dni zasiadki. W tym konkretnym przypadku właśnie tak było - wspólnie z kompanem, Robertem, wyruszyliśmy w kolejną karpiową podróż. Ogromna odległość ponad 1500 km, jaką mieliśmy do pokonania, aby znaleźć się nad naszym jeziorem, nie pozwalała na wcześniejsze badanie zbiornika, dlatego tym bardziej cała wyprawa wiązała się z dużym ryzykiem i sporym prawdopodobieństwem powrotu o przysłowiowym kiju. O samej wodzie wiedzieliśmy bardzo niewiele. Byłem świadomy, że mogliśmy wrócić bez ryby, ale to nadawało „smaczek” całej wyprawie. Uwielbiam odkrywać nowe wody, osobiście nie obawiam się takich trudnych wyzwań i przyznam, że taki rodzaj wędkarstwa najbardziej mi odpowiada. Nie zawsze chodzi o duże ryby, liczy się sprawdzian własnych umiejętności, walka z wodą i przeciwnościami, jakie napotkamy, co powiększa bagaż doświadczeń.