Aktualność
Pozwólmy im urosnąć
Zapewne na tym portalu nikomu nie musimy przypominać o idei „złów i wypuść” (lub jak to modnie teraz brzmi z angielskiego – catch and release). Ale niestety wielu wędkarzy, jeśli nie większość w złowionym karpiu, amurze, linie, czy leszczu widzi tylko mięso. Czy możemy te osoby jakoś przekonać? Co może wpłynąć na poskromienie apetytu na karpiowe dzwonko?
Wiem, są ludzie niereformowalni. Sam niejednokrotnie miałem okazję łowić obok starszych panów (choć wiek to nie reguła), którzy wszystko pakowali do siatki. Niektórzy nawet nie odróżniali gatunków, cieszyli się że nałowili „kotletów”. Totalnie rozbroił mnie kiedyś jeden pan, który na moje pytanie po co mu jeden 25 cm okoń, przecież po oprawieniu nie będzie z tego prawie nic mięsa. Odpowiedział mi oburzony: „pójdzie do gara i w kwaśne...”, po czym wpakował jeszcze żywego do reklamówki i odjechał skuterkiem. Staram się ich zrozumieć, choć ciężko mi to przychodzi. Zapewne równie ciężko im zrozumieć dlaczego tacy jak my wypuszczają nawet te duże sztuki. Serce im się kraje, niejednokrotnie przychodzili proponując, że jeśli ja wypuszczam, to oni chętnie wezmą i obrażali się kiedy ryba mimo wszystko odzyskiwała wolność.
Ale jak zmienić ich zdanie? Jak obalić najczęstszy argument: jak ja nie wezmę, to kto inny weźmie? Możemy im unaocznić, że taka ryba, nawet wielokrotnie złowiona ma szansę przeżyć, urosnąć i cieszyć innych wędkarzy. Najważniejsze by dać jej żyć. By traktować ją jak nie jak porcję mięsa, a sportowego przeciwnika (którego po zawodach się nie zjada).
Na mnie najbardziej działają zdjęcia tych samych ryb złowionych po raz kolejny przez tą samą osobę. To najlepszy dowód na to że „catch & release” ma sens. Ostatnio popularne jest zdjęcie karpia z bardzo charakterystyczną łuską. Z opisu zdjęcia wynikało, że pierwsza fotka została zrobiona w 2013 roku, a druga w 2019, kiedy ryba przekroczyła 23 kilogramy! Szybko urosła. Jeśli to nie przekonuje, że warto wypuszczać złowione ryby, to już chyba nic nie przekona.