Czasami warto wozić sprzęt w samochodzie, a nóż uda nam się wybrać na krótką zasiadkę. Tak właśnie zrobił Mariusz. A jakie miał efekty? Sprawdźcie sami.

Piękna wiosenna pogoda była wystarczającą zachętą do odbycia kolejnej kilkugodzinnej sesji. Karpiowe graty wożę w samochodzie od ostatniego wypadu, co jak widać okazuje się prorocze. Tym razem nie mogłem wyjechać z samego rana, najpierw obowiązki rodzinne czyli odstawienie dzieci do szkoły, a później przyjemności. Za cel podróży wybrałem około 10 hektarową, płytką wodę. Na łowisko docieram około 9:00, zajmuje stanowisko w zatoce, łowię na głębokości około metra. Do 14:00 nic się nie dzieje, jest ciepło, wieje dość silny wiatr, który wypycha wodę z zatoki. Szybka decyzja wynoszę jeden kij na głębszą wodę aby sprawdzić czy ryba nie zgrupowała się w tamtej części łowiska, w międzyczasie nieco zmieniam taktykę i zanęcam z kobry około 0,5 kg kulek na zestawy znajdujące się w zatoce. Na efekt nie muszę zbyt długo czekać, po około godzinie melduje się pierwszy wigilijny karpik, który motywuje do dalszego działania, po zarzuceniu zestawu znów donęcam, tym razem około 30 kulek, na kolejne branie czekam do 19:00, szybki hol i kolejny maluch melduje się na macie. Jak widać zmiana taktyki i konsekwencja w działaniu przyniosła zamierzony efekt, rybki małe ale bardzo cieszą. Obydwa brania na bałwanka z kulki 15 mm oraz o zapachu ananasa 10 mm firmy Mivardi.
Piona i do zobaczenia nad wodą