Aktualność
Wytrwałość zawsze zostaje wynagrodzona!
Odkąd zaczęłam swoją przygodę z wędkarstwem zawsze byłam wierna pobliskiej 160 hektarowej wodzie PZW. To na niej stawiałam swoje pierwsze wędkarskie kroki. Od dawna chciałam tam złowić karpia - niestety bezskutecznie. Do czasu...
Jesteście ciekawi całego artykułu, który przygotowała Kasia? Zapraszamy do najnowszego numeru e-magazynu Świat Karpia 9/2020, który jest dostępny w naszej aplikacji WYDAWNICTWO AS PRO MEDIA.
Od momentu, kiedy zaczęłam łowić karpie spędzałam setki, a nawet tysiące godzin nad tą wodą w celu ich złowienia, niestety pomimo długotrwałego sondowania, nęcenia nic z tego nie wychodziło do czasu ostatnich zawodów, które wszystko zmieniły.
Sondowanie i nęcenie poszło na nic
Z roku na rok zapierałam się i marzyłam o złowieniu karpia z tej wody. W końcu to wielkie 160 hektarowe jezioro, które jest bardzo chimeryczną wodą z każdej strony wyglądającą zupełnie odmiennie. Złowienie karpia na niej było moim ogromnym marzeniem od bardzo dawna. Kilkukilogramowy karp z takiego akwenu cieszy w końcu znacznie bardziej niż niejeden 20+ z komercji.
W poprzednich sezonach sukcesywnie sondowałam, szukałam interesujących miejsc i nęciłam naprawdę dobrymi kulkami, pelletem i innymi pysznościami. Jezioro ma bardzo urozmaiconą linię brzegową i brałam pod uwagę naprawdę przeróżne miejsca. Niestety to wszystko zdało się na nic. Zaczynałam powoli wątpić, czy w ogóle bytują tu jakieś karpie? Czy może ja nie potrafię ich złowić? Jednak po jeziorze krążyły pogłoski, że w przeszłości bywały one tu łowione. Na początku tego sezonu mówiłam wszystkim, że w tym roku nie odpuszczę i go złowię – tak też się stało.
Spontaniczna decyzja okazała się najlepszym wyborem
Pewnego razu nad brzegiem jeziora spotkałam kolegę Daniela, który jest prezesem koła PZW „Pstrąg” do którego należę. Wędkował on wraz ze swoją dziewczyną Alą. Porozmawiałam z nimi dłuższą chwilę i dowiedziałam się o zbliżających się nocnych spławikowo- gruntowych zawodach, które miały odbyć się za 2 dni właśnie nad tą wodę. Po kilkuminutowej rozmowie pomyślałam sobie czemu by nie spróbować? Przecież i tak łowię tu prawie codziennie, więc co mi szkodzi wystartować w zawodach i poczuć ten dreszczyk podczas rywalizacji.
Nadszedł w końcu dzień zawodów
Od samego rana szykowałam sprzęt, przynęty, zanęty, namiot, łóżko i cały karpiowy ekwipunek. Przez kilka minut się wahałam jaki sprzęt wziąć. Czy postawić wszystko na method feedera, feedera, a może zaryzykować i wziąć ze sobą moje ukochane karpiówki. W końcu zdecydowałam, że wezmę feedera i jedną karpiówkę. Patrząc z boku troszkę śmiesznie to wyglądało, jednak z drugiej strony było to bardzo dobre rozwiązanie. W końcu nie były to zawody karpiowe więc mogłam sobie przypomnieć jak to jest łowić leszcze i liny na feedera. A więc, plan prezentował się następująco – na feedera będę regularnie łowić liny i leszcze, a na karpiówkę złowię większą rybę. W głębi duszy miałam nadzieję, że może jakiś karpik zdecyduje się posmakować w moim zestawie, a jak nie on to chociaż większy lin.