Świat Karpia - źródło informacji i rozrywki dla karpiarzy

Bieżące wydanie
Ocena

Prawdziwe oblicze (nie)łowienia karpi

Tytuł tego tekstu nie jest przypadkowy. Otóż tak się sprawa ma, że karpie nie zawsze się łowi, natomiast zawsze się wypuszcza. To fakt i żelazna zależność, po której poznacie prawdziwego karpiarza-pasjonata.

Jesteście ciekawi całego artykułu, który przygotował Przemek? Zapraszamy do najnowszego numeru e-magazynu Świat Karpia 10/2020, który jest dostępny w naszej aplikacji WYDAWNICTWO AS PRO MEDIA.

Rozwijając kwestię tytułu tego artykułu, czyli łowienia karpi, należy zauważyć, że w dzisiejszych czasach większość złowionych dużych ryb fotografujemy, a nasze zdjęcie często trafia na łamy portali społecznościowych i do wszelkich mediów. Piękna fotografia, którą lubimy podziwiać, to zazwyczaj (z małymi wyjątkami) wynik wielodniowych karpiowych sesji, okupionych sporymi inwestycjami, wytężoną pracą i niejednokrotnie przebytymi już kilkoma zasiadkami o przysłowiowym „kiju”. Czasem jest to wynik szybkiej sesji weekendowej na wodzie, którą znamy i odwiedzamy od lat i wiemy już o niej wszystko, co przekłada się na szybszy efekt. Ale nie zawsze łowi się wielkie karpie, bardzo często tydzień zasiadki bez ryby na macie to norma i standard. Początkujący karpiarz, czy też osoba, która chce zacząć przygodę z wędkarstwem karpiowym, musi sobie zdać z tego sprawę. Dlaczego o tym piszę? Otóż skłoniła mnie do napisania tego tematu sytuacja, a nawet kilka sytuacji, jakich byłem świadkiem, a także własne doświadczenia.

W dzisiejszych czasach bardzo popularne stało się publikowanie wszystkiego, co dotyczy naszej sfery czy to prywatnej czy publicznej, we wszelkich mediach społecznościowych. Oczywiście nie ma w tym nic złego, każdy robi to, co uważa za stosowne. Osobiście, unikam publikacji informacji na temat mojego prywatnego życia (nie)karpiarza w mediach, ale już moja sfera karpiowa jak najbardziej ukazuje się na łamach portali z racji mojej pracy w branży wędkarskiej. Wracając jednak do sedna, czyli publikacji setek zdjęć dziennie z rybami na profilach społecznościowych przez karpiarzy, co jest sposobem na pokazanie swojej zdobyczy i pochwalenie się efektem naszej mniej lub bardziej wytężonej pracy, stwierdzam, że miło i przyjemne jest pooglądać fotki pięknych karpi. Nic w tym złego. Takich zdjęć z okazami ukazuje się dziennie setki. Zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić. Patrząc na to, wydawać by się mogło, że łowienie wielkich okazów karpi czy amurów to bardzo prosta sprawa, przecież ciągle ktoś coś publikuje, ciągle ktoś coś łowi. Jesteśmy wręcz bombardowani informacjami o kolejnych rekordach z kolejnych wód. Zainteresowanym łowieniem karpi cięgle te obrazki wpadają w oko i pobudzają ich apetyt na „zostanie karpiarzem”, firmy produkujące sprzęt karpiowy dodatkowo podkręcają temat. Jaki to ma efekt? Ktoś może powierzchownie stwierdzić, że łowienie karpi jest banalnie proste! I właśnie takie opinie czasem słyszałem od wędkarzy, którzy dopiero chcą zacząć karpiować lub od tych, co spoglądają na to z boku. Niestety, nic bardziej mylnego. W całej tej subkulturze medialnej nie byłoby nic złego, gdyby nie fakt, że to oddziałuje na nasze emocje, szczególnie na osoby raczkujące w temacie karpiowej specjalizacji.

 

Z artykułu dowiesz się:

  • Jakie jest oblicze dzisiejszego karpiowania
  • Jak idea karpiowania bywa zniekształcana przez pogoń za okazami i nie tylko
Cały artykuł przeczytasz w tym numerze czasopisma Świat Suma.