Przynęta, jakiej używam podczas łowienia na “metodę”, jest warunkiem sukcesu. Źle dobrana często decyduje o tym, że złowię kilka ryb mniej, co na zawodach oznacza w wielu przypadkach porażkę.

Czym się kieruję wybierając przynęty? Istotne są ich cechy: wielkość, kształt, kolor, ciężar (wyporność), konsystencja, smak, zapach. Każda z tych składowych jest bardziej lub mniej ważna. Na przykład zapach przynęty jest dla mnie najmniej ważną cechą i każdy siedzący mocno w temacie się tutaj ze mną zgodzi. Tak naprawdę zapach tylko w jednym rodzaju przynęt w mojej torbie jest „motywem przewodnim”. Staram się budować mój „arsenał” tak, by nie dublować w torbie niepotrzebnie na przykład jednej wielkości i koloru w różnych zapachach, bo nie widzę w tym sensu, a tym bardziej nie widzi sensu moja i tak przepełniona torba. Tak więc:

Mój numer 1, czyli dumbells...

Jest przynętą, która zapełnia w 70% moją torbę! Dlaczego? Przede wszystkim to jej kształt, który jest specyficzny a zarazem bardzo sportowy. Dzięki takiemu kształtowi jest to przynęta, którą da się założyć na wszystkie możliwe przypony (pushstopy, gumeczki, bagnety itp.) w bardzo szybki, łatwy i pewny sposób. Dzięki takiemu kształtowi można też zmieścić stosunkowo dużą przynętę w małym koszyczku metodowym, przez to, że mieści się wąską stroną między często wąsko ułożonymi żebrami koszyczków. Dumbellsy w mojej torbie występują w wielkościach: 6 mm, 8 mm, 10 mm i 12 mm. Każdą z tych wielkości posiadam w wersji: tonącej, neutralnej oraz pop-up. Każda z nich jest w kolorach: żółtym, czerwonym, pomarańczowym, białym, beżowym oraz czarnym. Jak więc widzicie, mam bardzo bogaty asortyment dumbellsów, można się więc domyślić, że są one moimi podstawowymi przynętami. Bazuję na nich w 90% moich startów w zawodach.