Porada
Murem za amurem
Każda przygoda ma swój początek. Moja, mimo że jej finał miał miejsce niespełna miesiąc temu, zaczęła się kilka lat temu. Spacerowałem nad brzegiem jednego z pobliskich dzikich jezior, a niezmącona niczym tafla wody pozwoliła mi ujrzeć je pierwszy raz. Były tam! Na końcu płytkiej zatoczki.
Jesteście ciekawi całego artykułu, który przygotował Kacper? Zapraszamy do najnowszego numeru e-magazynu Świat Karpia 8/2019, który jest dostępny w naszej aplikacji WYDAWNICTWO AS PRO MEDIA.
POBIERZ APLIKACJĘ MOBILNĄ NA SWÓJ TELEFON
Aplikacja Android - >>> TUTAJ<<<
Aplikacja iOS - >>> TUTAJ <<<
Fragment artykułu:
Początkowo moją uwagę przykuły jedynie malutkie płetwy przecinające powierzchnię wody, lecz gdy podszedłem bliżej, dostrzegłem ich ogromne cienie. Po kilkunastu minutach zniknęły z pola wodzenia, a ja zapragnąłem pewnego dnia spotkać się z nimi oko w oko. Tak to się wszystko zaczęło, a droga do sukcesu okazała się wyjątkowo długa, lecz warta każdych poświęceń. Najpierw, targany emocjami z powodu ujrzenia tych niezwykłych ryb, chciałem je jak najszybciej złowić i już kilka dni później postanowiłem zrobić pierwsze podejście. Stosując moją podstawową wiedzę z zakresu łowienia amurów, wybrałem się na kilkudniową zasiadkę. Przekonany o tym, że ich złowienie będzie niezwykle proste, szybko zderzyłem się ze smutną rzeczywistością. Gdy tylko myślę o tej zasiadce, śmiało mogę stwierdzić, że branie byłoby cudem lub kwestią czystego przypadku. Bez wcześniejszego przygotowania postawiłem zestawy i tak mijały godziny, dni, aż w końcu całą zasiadkę przesiedziałem bez pika. Zostałem sprowadzony na ziemię, a frustracja, jaka towarzyszyła mi podczas tego wyjazdu, sprawiła, że jak najszybciej chciałem się zrewanżować. Drugie podejście poprzedziłem bardziej skrupulatnymi przygotowaniami. Zacząłem mocno zgłębiać teoretyczne aspekty związane z zasiadką na amury. Informacje czerpałem z każdego możliwego źródła, począwszy od internetu i książek, a kończąc na cennych radach moich bardziej doświadczonych kolegów.