Porada
Rod-pody czy podpórki – co jest praktyczniejsze?
Oczywiście w tym temacie jak i w każdym innym ilu wędkarzy, tyle opinii. Zarówno rod-pody jak i tri-pody oraz klasyczne podpórki mają swoje plusy i minusy. Krótko o nich opowiemy.
Klasyczne podpórki to chyba jeden z najprostszych elementów wędkarskiego wyposażenia. Oczywiście mogą różnić się długością, czy jakością wykonania, ale schemat jest niezmienny. Ich główną zaletą jest prostota – tu nie ma co się zepsuć. Ponadto są praktyczniejsze jeśli chodzi o pakowanie, bo są dużo lżejsze i zajmują zdecydowanie mniej miejsca w bagażniku. Niebanalna jest tutaj też cena nawet podpórek z najwyższej półki w porównaniu do analogicznej klasy rod-poda. Schody zaczynają się jednak wtedy, kiedy trzeba podpórkę zamocować na twardym podłożu. O ile w wyschniętą ziemię da się jeszcze od biedy wkręcić modele wyposażone w świder zamiast szpikulca oraz rączkę ułatwiającą kręcenie, to gdy łowimy na utwardzonym brzegu bądź pomoście jesteśmy ugotowani.
Rod-pody są natomiast bardziej niezależne od gruntu, na którym je stawiamy. Nierówności wyregulujemy odpowiednio wysuwając nóżki. Wędki leżą na nich równo, blisko siebie – ślicznie jak z obrazka. Można też regulować kąt ustawienia w zakresie dużo większym niż podpórka. Ich wadą jest ich waga i wielkość, pół biedy jeśli da się podjechać autem pod stanowisko, ale jeśli sprzęt dźwigamy na własnym grzbiecie, to już odczuwalny bagaż. Poza tym na wysokiej klasy rod-pod trzeba się wykosztować znacznie bardziej niż na podpórki. Są oczywiście wersje budżetowe, ale ich jakość i praktyczność bywa dyskusyjna.
Czym się kierować przy wyborze? Oczywiście swoimi preferencjami i miejscami gdzie będziemy łowić. Na „komercjach” często brzeg jest utwardzony – drewniane pomosty czy stanowisko wysypane żwirem raczej dyskwalifikują podpórki. Natomiast podpórki świetnie sprawdzają się nad wodami PZW, gdzie brzegi są naturalne, a często nie ma bezpośredniego dojazdu nad wodę i musimy wszystkie zabawki dostarczyć na miejsce samemu.