Aktualność
O karpiu, który zainicjował mój mazurski sezon
Adam Stomski należy do drużyny Mikado Fishing Team. Jego głównym obszarem połowów to mazurskie jeziora, gdzie jak sam przyznaje sezon zaczyna się późno i szybko się kończy. Zachęcamy do lektury artykułu o starcie aktualnego sezonu.
Łowienie karpi na nieznanych mazurskich wodach, nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. W innej części kraju (np. na południu Polski) koledzy po kiju już na początku wiosny chwalili się swoimi zdobyczami. Jeszcze inni łowią cały rok w podgrzewanych wodach. W mojej części regionu sezon karpiowy zaczyna się bardzo późną wiosną i kończy szybko, bo już wczesną jesienią. Nietuzinkowy klimat rejonu północno-wschodniego, niestety daje się we znaki i rybom, i wędkarzom.
Już kolejny rok z rzędu zima na Mazurach trwała znacząco długo. Późniejsze przymrozki, chłodne dni i deszcze skutecznie uniemożliwiały mi wyjazd na ryby. Mimo to, zaliczyłem dwie wczesne zasiadki, co zakończyło się spędzeniem siedmiu dni nad wodą bez jakiegokolwiek brania. Dlatego uznałem, że jest jeszcze za wcześnie na połów. Duże ryby spokojnego żeru nadal niechętnie pobierały pokarm, czekając aż woda się ogrzeje. Wiadomo, że nasze ulubione osobniki przepadają za wygrzewaniem się w promieniach wiosennego słonka. Na przełomie maja i czerwca pogoda diametralnie się zmieniła, przyszło gwałtowne ocieplenie i można powiedzieć, że nastało nieoficjalne lato. Ryby ruszyły do tarła. Mogłem obserwować ich poczynania od wczesnego świtu. Byłem wtedy na rybach pierwszą dobę, oczywiście bez brania, ale to mnie jeszcze nie zniechęcało, gdyż dwadzieścia cztery godziny to żaden wyznacznik. Ryby od drugiej rano intensywnie hałasowały i okupowały trzcinowiska oraz rozległe grążele w zatoce. Kiedy popłynąłem wywieźć zestaw po braniu dwukilogramowego lina, w stronę łódki skierowała się para olbrzymich karpi, zakręcając tuż przed rufą. Wstrzymałem na chwilę oddech. Cieszyłem się tym widokiem, jednocześnie martwiąc się, iż opuszczę łowisko bez kontaktu z rybą. Kładąc się jeszcze na małą drzemkę, rozmyślałem co dalej. Postanowiłem zebrać się rano do domu i dać karpiom spokojnie skończyć to, co zaczęły.
Pobudka, poranna herbata, spakowanie toreb, wyniesienie rzeczy z namiotu oraz odpięcie podłogi zajęło mi chwilę. Po godzinie byłem gotów pakować łódkę i płynąć na drugi koniec jeziora, gdzie pozostawiłem samochód. Wędki oczywiście zawsze zwijam ostatnie. ;-) Czekając na wyschnięcie namiotu, powoli zaczynałem myć od niego szpilki nad brzegiem jeziora. Nieoczekiwanie nastąpiło branie! Hol do brzegu skutecznie uniemożliwiały grążele i trzciny. Dlatego szybko wskoczyłem do łódki i zacząłem płynąć za rybą. Piękny i silny karp przeszył cały cypel trzcin i wypłynął w zatoce, gdzie z powodzeniem udało mi się zakończyć z nim walkę. Po zważeniu i oględzinach ryby, zrobiłem szybką sesję zdjęciową z samowyzwalacza i wypuściłem rybkę z powrotem do wody. Karp widać ewidentnie wytarty. Lekkie skaleczenie na boku, otarcia od trzcin, a także troszkę zapadnięty brzuch, co świadczyło o złożeniu ikry.
Moje plany, co do zasiadki raptownie się zmieniły. Zamierzałem spędzić nad wodą cztery doby, chciałem zjechać po pierwszej. Koniec końców postanowiłem zostać jeszcze jedną noc. Niestety, żaden karp nie uraczył mnie już jakimkolwiek braniem.
Zestaw, jakiego używałem podczas tego połowu to prosty przypon Multi Rig skonstruowany z haczyka Musa Territory nr 2, plecionki przeponowej Molia Sinking 0.45 lbs, pozycjonera haczyka Territory i rurki antysplątaniowej. Użyłem także plecionki Territory Gravis Leadcore o długości 1.5 m i wytrzymałości 35 lbs oraz krętlików i żyłki Nihonto Carp Fluo 0,35 lbs. Moje zestawy ulokowałem na wędziskach M-ka 3 lbs 10”, które zostały wyposażone w kołowrotki Lentus Speed Runner. Rybka skusiła się na kulkę o smaku kraba i GLM.
Wyżej opisane połączenie wybranych przeze mnie akcesoriów i sprzętu sprawiło, że podczas nagłego ataku dużej ryby, ani na chwile nie pomyślałem o jakichkolwiek słabych punktach mojego zestawu. Zaufanie do sprawdzonego sprzętu, to jeden z ważniejszych elementów udanej zasiadki.
Myślę, że jeszcze tydzień i na moich mazurskich wodach zacznie się prawdziwie pełny sezon karpiowy. Zaczną się intensywne żerowania i brania, bo już teraz woda w strefie przybrzeżnej nagrzała się w niesamowicie krótkim czasie do temperatury 25 °C. Każdy sezon rozpoczyna się inaczej i naprawdę ciężko wyczuć jest moment, kiedy możemy zacząć skutecznie łowić. Przebywanie nad wodą w każdej wolnej chwili, na pewno pomaga ustalić początek żerowania na danym łowisku oraz określić warunki, jakie tego roku na nim zapanowały. Należy jednak pamiętać, że każdy zbiornik jest inny i trzeba brać pod uwagę to, że nie wszystkie techniki sprawdzą się na każdej wodzie. Poznanie łowiska jest rzeczą wręcz podstawową, jeśli chodzi o skuteczne łowienie. Dopiero po tym można zabrać się za obieranie odpowiedniej taktyki i… wyciąganie najpiękniejszych okazów.
Uważam, że zawsze trzeba próbować. Trzeba być cierpliwym. Ten sport uczy pokory. Nie poddawajcie się! ;-)