Aktualność
„Zapomniane wody” Dawida Starzyka
Wielu z nas snuje w głowie marzenia o odkryciu nowej, nieznanej wody, w której będą pływać ogromne karpie. Jak dowodzi Dawid, wcale nie jest to takie trudne.
Świetny tekst Dawida, w którym opisuje swoje podboje na nieznanych wodach. Łowiska zapomniane lub niedoceniane. Właśnie tam często kryją się piękne ryby.
Fragment tekstu:
Zasiadkę na takim „białym kruku”, o którym wiem od kilku dobrych lat, udało mi się zrealizować trochę z przypadku. Pierwszy raz byłem nad tą wodą dwa lata temu. Udało się troszkę popływać pontonem ze stukadełkiem. Jednolita struktura i głębokość wody - notabene bardzo płytkiej, bo w granicach metra - nie dały mi żadnych wskazówek, gdzie najlepiej poszukiwać karpi. Jedynie zapewnienia właściciela wody o wpuszczanych kilka lat temu tarlakach karpia od dłuższego czasu nie dawały mi spokoju. Jak do tej pory nigdy te ryby nie były złowione... Woda, pomimo że znajduje się na obrzeżach miejscowości, w sąsiedztwie budynków, jest bardzo urokliwa. Jeden z brzegów to aleja starych drzew – część parku dworskiego z XVIII wieku. Sam zbiornik prawdopodobnie jest pozostałością po dawnych włościach i służył za staw hodowlany - a jakże inaczej – karpiowy. Brzeg od drogi głównej porośnięty jest szczelnie drzewami i krzewami, a na przeciwległym rosną piękne wierzby płaczące. Woda ma powierzchnię około 0,5 ha. Dość dużo czasu minęło od momentu, kiedy oglądałem tę wodę do dnia, kiedy mogłem wreszcie rozłożyć karpiówki na jej brzegu. W końcu przy okazji rodzinnego wyjazdu do właściciela wody nadarzyła się okazja sprawdzenia, co w tej wodzie „piszczy”. Wyjazd rodzinny niestety wymusił na mnie ograniczenie czasu, jaki mogę poświęcić na samo łowienie. Do dyspozycji miałem tylko jedną nockę. Dno zbiornika nie ma żadnych urozmaiceń, postanowiłem więc poszukać jakiegoś ciekawego miejsca w linii brzegowej i moje zestawy wylądowały tuż pod nawisami gałęzi wierzb muskających powierzchnię wody. Zestawy opuszczone ze szczytówek wędek oraz parę garści kulek i pelletu. Ja, aby zachować ciszę, zaszyty w samochodzie około 20 metrów dalej. Zestawy zarzuciłem około godziny 19.30, więc wycie centralki 2,5 godziny później po prostu wyrwało mnie z butów. Zanim dotarłem do wędek, szpula mojej Okumy zdążyła się już prawie zapalić. Wyhamowanie rozpędzonego pociągu zajęło chwilę, jednak każde kilka metrów odzyskanej żyłki było kwitowane kolejnym pięknym odjazdem. Ryba na płytkiej wodzie nie muruje do dna, lecz stara się ratować ucieczkami. Z taką sytuacją jeszcze nie miałem do czynienia. Przeciąganie liny trwało kilkanaście minut, po czym mój przeciwnik zmienił system próbując parkingów w przybrzeżnych zawadach. W końcu zmęczony skapitulował i pozwolił się wprowadzić do podbieraka. Pięknie wybarwiona ryba, którą oceniłem na 9-10 kg. Szybka sesja i zwróciłem jej wolność. Do rana poza piknięciami obskubujących kulki karasi nie zdarzyło się nic więcej. Kolejny wyjazd nad tę wodę udało się zorganizować już po kilku tygodniach. Tym razem ze znajomymi. Nocka nie przyniosła nam rezultatów. Jednak do popołudnia udało się wyholować dwie ryby w granicach 3-4,5 kg oraz… mojego znajomego z ostatniego wypadu. Tym razem mamy okazję rybę zważyć, a waga wskazuje 9 kg. Niewielka ryba, lecz z jak wielkim temperamentem. Po cichu liczę, że nie jest to jedyna spora, ani też największa, ryba pływająca w tym stawiku. Na pewno będę chciał to jeszcze sprawdzić. Ryby są tu bezpieczne pod prywatnym okiem i jeśli dopiero my mieliśmy przyjemność je wyholować, mogą poczekać na przyszły sezon.
Jesteście ciekawi całego artykułu Dawida? Zapraszamy do najnowszego numeru magazynu Świat Karpia 5/2017, który jest już dostępny w sklepach. Kupicie go również w naszym e-sklepie - TUTAJ