Blog
Męskie wędkowanie - ciąg dalszy...
Minął tydzień od ostatniej zasiadki, którą spędziłem wspólnie ze starszym synem na łowisku Przystań karpiowa. Trzy doby w rodzinnej atmosferze szybko zleciały. Niestety urlop nie trwa wiecznie i czas wrócić do obowiązków oraz pracy. Pierwszy dzień po urlopie bywa ciężki, ale wszystko da się przeżyć. W domu, po powrocie czekało na mnie widoczne zadowolenie na twarzy starszego syna i dało się wyczuć, że ze wspólnego wyjazdu jest mega zadowolony.
I tak minął już tydzień i nadszedł kolejny weekend.
Tym razem na pierwszym planie młodszy syn, który przez cały tydzień po pracy przychodził przytulał się i szeptał mi do ucha, że teraz jego kolej na wspólny wyjazd pod namiot na ryby. Nie mogło być inaczej skoro dziecko chce z ojcem jechać nad wodę nie można mu odmówić. Dla mnie jest to ogromna pasja i tylko należy się cieszyć z takiej reakcji dzieci. Więc gdy tylko nadeszła sobota od samego rana szykowanie, pakowanie zabawek, sprzętu wędkarskiego i... oczywiście wyjazd nad wodę.
Nie był to wypad daleki od domu z tego względu, że jak to bywa z małymi dziećmi nadejdzie wieczór i nagle będą pytania "a gdzie jest mama", "ja chcę do domu" itp.
W związku z powyższym zabrałem syna na zbiornik należący do PZW koło numer 23 w Trzebnicy w mojej rodzimej miejscowości.
Akwen nie za duży, ale znajdują się w nim piękne okazy karpi oraz amurów. Takie wędkowanie w mieście.
Wspólne rozkładanie namiotu, szykowanie zanęty oraz nakładanie kulek na włos okazało się przyjemnością dla młodego. Po zakończonych czynnościach nadszedł czas na zarzucenie wędzisk i wyczekiwanie na pierwsze branie. Oczywiście nie mogło zabraknąć pytań " tatuś a kiedy będzie rybka?", "czy to już?", "kiedy będzie branie?" itd. Zna to każdy kto ma dzieci.
Nie zabrakło także obaw o to czy "młody" wytrwa do rana i czy da radę. Syn jednak okazał się bardzo dzielny, mimo swych 4 lat dzielnie zniósł wieczór w "męskim gronie". Sen w namiocie, pomimo wielu wrażeń okazał się niezakłócony i spokojny. Pobudka syna także była zaskakująca i pełna radości, kiedy okazało się, że po otwarciu oczu przed nimi nie były ściany pokoju, ale otaczająca go przyroda, czyli to na co bardzo czekał. I chyba sam był trochę zaskoczony, że zasnął i obudził się gdzie indziej niż w swoim ulubionym łóżeczku. Więc mogę i tym razem wspólny wypad uważać za udany i wszystko na to wskazuje, że już większość swoich zasiadek będę odbywał w towarzystwie moich latorośli.
Mam nadzieję że "złapią bakcyla" i będą kontynuować swoją przygodę z wędkarstwem przez kolejne lata. Bo czym "skorupka za młodu.....