Aktualność
24 kg z PZW w wykonaniu Bogdana Gackowskiego
Już nie raz mieliśmy okazję pisać o świetnych połowach Bogdana Gackowskiego. Tym razem przeszedł samego siebie, czyli pobił swoją życiówkę. I to w jakim stylu.
Po dwutygodniowej przerwie postanowiłem znowu zmierzyć się z karpiami z mojej ulubionej komercyjnej wody. Dzwonię do opiekuna łowiska, aby dowiedzieć się, czy wolne są miejsca, lecz niestety moje najlepsze miejsca były już zajęte. Od razu przyszło mi na myśl aby spróbować swych sił na wodze PZW, tym bardziej, że dwie wody nęcę już od prawie tygodnia. Po chwili namysłu postanawiam jechać i zapolować na dzikusa. Szybko zapakowałem auto i wraz z kolegą i moim pieskiem ruszamy w niedzielę wieczorem na wyprawę karpiową. Kiedy dotarliśmy do celu było praktycznie ciemno. Szybko przygotowałem zestawy i zaczynam wywozić pierwszy zestaw łódką zdalnie sterowaną, niestety już na samym początku pojawiły się problemy, łódka po prostu utknęła, tylko pytanie na czym? Aby dojść do łódki mam do pokonania sporą odległość. Byłem załamany tak niefortunnym początkiem zasiadki. Musiałem wejść do wody po łódkę, która została unieruchomiona przez głaz znajdującą się w wodzie, moje wodery wypełniły się wodą. Mimo bardzo nie komfortowego zimna postanowiłem się nie przejmować niepowodzeniami i zacząłem cieszyć się tym, że jestem nad wodą. Po dłuższej chwili udaje mi się dotrzeć na moje stanowisko, szybko zakładam inne spodnie, skarpetki i biorę się za drugi zestaw. Troszkę czasu mi zeszło z tym wszystkim patrzę na zegarek, niestety była już godzina 23. Wskakuję do auta, już prawie zasypiam i nagle słyszę trzy piknięcia centralki, wyskakuję na boso jak poparzony w kierunku wędek, ponieważ wiem, że ryba będzie próbowała zaparkować w drzewo. Biorę wędkę do ręki kilka obrotów korbką i czuję totalny luz! Już myślałem, że pech mnie nie opuści, aż tu nagle poczułem znaczny opór na wędce! Zacząłem krzyczeć do kolegi „mam rybę”! Czuję, że to duża ryba, powoli ściągam ją w swoim kierunku, mocno waliła łbem o dno. Nagle zgasła mi latarka czołowa, niestety po ostatniej zasiadce nie naładowałem lampki i miałem mały problem. Ryba odbija w prawą stronę i nagle stojak z wędką przewraca się niestety ryba wpakowała się w drugi zestaw. Kolega, który pojechał ze mną smacznie spał sobie w aucie, a ja nie mogłem go wybudzić. Wołam kilka razy kumpla, Artur, Artur - niestety bez rezultatów. W międzyczasie ryba wyciągnęła mi sporo żyłki z kołowrotka. W duchu myślę sobie „Boże żeby tylko na sam koniec ryba się nie zerwała”. Po jakimś czasie słyszę głos zaspanego kolegi. Artur bierze latarkę z auta i podchodzi do mnie i szybko pomaga mi w odplataniu drugiej wędki i teraz w końcu mogę zacząć holować moją rybę. Czułem po jej spokojnych ruchach, że to jest koń. 15 minut holu i ryba nadal krążyła raz w prawo raz w lewo. Po dłuższej chwili już był blisko mnie już wiedziałem, że to ogromny karp! Powoli podnosiłem ją ku lustru wody i nagle ryba zaczęła robić młynki i murować do dna dzięki temu mam pewność, że jest dobrze zapięta. Mój dzikus już był coraz słabszy, w końcu udaje mi się go podebrać. Moja radość jest nie do opisania, stałem boso w błocie po kostki, trzęsłem się z zimna, ale nie przejmowałem się tym. Podniosłem podbierak i już wiedziałem, że to jest karp 20+! Pobiegłem do auta po wagę, szybko ją wytarowałem i ta najwspanialsza chwila- mam golasa z dzikiej wody 24 kg! Włożyłem szybko karpia do worka i delikatnie zanurzyłem w wodzie, aby sobie odpoczął po ciężkiej walce. Szybko napisałem wiadomość do chłopaków z Fox i mogłem iść spać. Niestety duże emocje uniemożliwiają mi sen. Ciągle myślałem o moim rekordowym karpiu, to było niesamowite przeżycie. Po ochłonięciu z wrażeń zrobiliśmy szybką sesję z moim rekordem i wypuściłem go na wolność. Moje monstrum majestatycznie odpłynęło, pozostawiając mi nadzieję, że kiedyś znów się zobaczymy. Zbliżał się poranek, długo nie pospałem, była godzina 7:00, już zaczęły się telefony z pracy i nie tylko. Szybko zjadłem śniadanie i nadal czekałem na następne branie. O godzinie 10:00 następna ryba ląduje w podbieraku 13.2kg. Po południu zmieniam zestawy i po godz 15:00 następuje gwałtowny odjazd. Bardzo waleczna ryba w końcu ląduje w podbieraku. Nie była olbrzymem, ważyła zaledwie 11kg, ale mimo to byłem bardzo zadowolony, w końcu to woda PZW. Pogoda gwałtownie się zmieniła, zaczęło mocno wiać i padać deszcz. Organizm zaczął domagać się snu, godzina 21:00 zasypiam pełen nadziei na kolejne branie. Błogi sen przerywa kolejna ryba, jednak tym razem to ona wygrywa walkę. Rano szybko się spakowałem, baterie naładowane, byłem zmęczony, ale niezmiernie szczęśliwy. Wróciłem do domu z wielkimi nadziejami na kolejny wyjazd, tym razem na inną wodę PZW, którą mam nadzieję odwiedzę już wkrótce.