Aktualność
Duży amur z niewielkiej rzeki
Łowienie amurów kojarzy się głównie ze zbiornikami zaporowymi, jeziorami i komercjami. Duże rzeki też kryją w sobie pokaźnych rozmiarów azjatów, tylko duża rzeka i amury to już wyższy poziom wtajemniczenia, a poza tym nie każdy ma pod nosem Wisłę albo Odrę. A co z mniejszymi rzekami? Czy na średniej, nizinnej rzece i to prawie w centrum miasta można zasadzić się na amura?
Dawid Zimniak postanowił złowić amura w Prośnie. A jak Dawid coś sobie postanowi, to podejdzie do tego profesjonalnie i na sto procent zaangażowania. Najpierw zbadał doniesienia lokalnych wędkarzy, gdzie amury były widywane lub trafiały się jako przyłów. Po analizie tych danych wytypował odcinek na którym postanowił przygotować łowisko.
Zważywszy na to, że była to dość uczęszczana okolica nęcenie musiało odbywać się po zmroku. Cały tydzień Dawid nęcił orzechem tygrysim i kukurydzą oraz niewielką ilością kulek i pelletu. Każdego wieczora kilka szufelek lądowało na wybranej miejscówce. Żaden amur przy zdrowych zmysłach nie oprze się takiej stołówce. Przynajmniej w teorii. A jak było w praktyce?
Nadszedł w końcu upragniony weekend. Pierwszy wieczór nie przyniósł ryby, chociaż były dwa potężne brania, niestety ma pusto. Następnego dnia trafiły się dwa piękne jazie 50+. Cieszyły oko, choć to nie one były celem wyprawy. Ale cierpliwość i wytrwałość została wynagrodzona. Pierwszy amur, około 6 kg wziął na orzecha z pływającą kukurydzą na włosie i hak do chod'a. Amur po pamiątkowej sesji wrócił szybko do wody.
Nadeszła noc, a nocą budzą się potwory. Nie inaczej było i tym razem. Mocne branie, kij do góry i jest. Tym razem to coś większego. Po emocjonującym holu na macie ląduje amur 15+! Na tej niewielkiej rzece to naprawdę bestia. Udało się wypracować jeszcze jedno branie na ciężkiego feedera z plecionką i strzałówką z fluocarbonu. Ryba jest jeszcze większa! Amur jest już blisko i przy powierzchni widać jego masywny grzbiet. Dawid czuje, że wygra tą walkę, gdy nagle staje się to czego nienawidzi każdy z nas. Luz na wędce, ryba uciekła. Poszła strzałówka z fluocarbonu. W połowie. Niestety, ale porażki wpisane są w nasze wędkarskie rzemiosło.
Grunt to się nie poddawać i walczyć dalej. No i udało się dołowić jeszcze jednego amura w granicach 8 kg i przyzwoitych rozmiarów lina. Wyprawa bardzo udana, choć jak zawsze w sytuacji straty dużej ryby pozostaje niedosyt. Jednak znając Dawida pewnie jeszcze się z tym amurem spotkają.
A jeśli już przy spotkaniach jesteśmy to na jego miejscówkę zawitał przypadkowy spinningista. Ciekawy czemu karpiówki rozłożone w wydawało by się mało karpiowym miejscu. Po krótkiej rozmowie pożegnał się i poszedł. A jakież było zdziwienie Dawida, kiedy kilka dni później spotkał tego samego, miłego pana, który na jego nęconym od dawna łowisku rozsiadł się wygodnie z karpiówkami. Na pytanie co jest grane? Odparł z rozbrajającą szczerością: „No co, przecież było wolne, to usiadłem...”. Ok, regulamin miał po swojej stronie, ale gdzie podziała się etyka i przyzwoitość?
Gratulujemy Dawidowi pięknego wyniku i liczymy na dalsze sukcesy!