Blog
Gigantycznie na Gosławicach
Po wiosennych przymrozkach i niesprzyjającej aurze, w końcu przyszła poprawa pogody. Mogłoby się wydawać, że nareszcie wiosna zawitała, małymi krokami, do naszego otoczenia. Nic bardziej mylnego. Po chłodnych majówkach nie było okresu przejściowego. Od razu dowaliło wysokimi temperaturami, co przełożyło się na aktywność cyprinusów. Koledzy odwiedzający łowisko Gosławice nie narzekali na współpracę z rybami, więc pełen nadziei, zacząłem wyszukiwanie wolego terminu na upragniony wyjazd.
W końcu udało się wygospodarować czas i wspólnie z Tobiaszem postanowiliśmy odwiedzić to piękne i rybne łowisko.
Nie ma co ukrywać, że pod koniec maja mieliśmy pogodę, która normalnie występuje na początku miesiąca, dlatego taktykę obraliśmy już wcześniej, przed wyjazdem. Naszą „wypasioną” miejscówkę postanowiliśmy nęcić tylko i wyłącznie kulkami o aromacie Kill Krill i Gigantica. Nie ukrywam również, że sporo tego wrzuciliśmy do wody, co ściągnęło ryby w nasz rejon.
Na włos także zamontowałem dwie tonące kulki Gigantica. Zestaw standardowy, zbudowany z niezawodnych podzespołów: hak Wide Grip X, plecionka Korda N-Trap i pozycjoner Carp’R’Us. Kulki oddalone od haka, na długim włosie, zawsze są częścią całej układanki. Stanowią pewny punkt „zaczepienia”.
Nie inaczej było i tym razem. Jak to bywa na początku zaczęły nas odwiedzać mniejsze sztuki w przedziale 12-15kg.
Po pewnym czasie brania były rzadsze, ale zaczęły się konkretne hole, które ze względu na spore już połacie zieleniny, odbywały się na wodzie.
Zgodnie z naszymi oczekiwaniami, przyszedł czas na wisienkę na torcie. Tobiasz łowi pięknego karpia 28,2kg, a ja mogę się poszczycić tylko maluszkiem 21,8kg J
Obydwie ryby były wypracowane z miejsca nęconego tylko i wyłączenie sporą ilością kulek. Po każdym braniu denęcaliśmy miejscówkę, aby przytrzymać rybę w łowisku.
Obie ryby połakomiły się na zestaw oparty na tonących kulkach. Ryby dały do wiwatu. Nie było klasycznego, spokojnego holu. Walka była zacięta. Oczywiście na początku przebiegało to bardzo spokojnie. Po wypiętym obciążeniu ryba zaparkowała w podwodnym schronieniu, a ja, płynąc na łodzi, zwijałem nadmiar luźnej żyłki. Dopiero w momencie wyplątywania przyszłej zdobyczy z podwodnego gąszczu, kapiszon poczuł zew wolności i pokazał swoją prawdziwą siłę. Gdyby nie kotwica, pewnie wciągnąłby mnie na kolejne stanowiska. Po kilkunastu minutach wzajemnego przeciągania, mogliśmy zrobić wspólne zdjęcie do albumu karpiowego.
W przeciągu niespełna 40h udaje się złowić kilkanaście pięknych ryb z jednego miejsca, usianego Karelowymi przysmakami.
Jak się później okazało, inne miejsca, nęcone mieszankami kulek i pelletu oraz kulek i nasion obdarowały nas sporą ilością ryb, jednakże nie można ich porównać do tych, które były złowione z miejscówki nęconej tylko i wyłącznie samymi kulami. Duży karp = ostrożny karp, do tego odpowiednie podejście i można poczuć to wspaniałe uczucie, kiedy duża ryba w dobrej kondycji wraca do swojego podwodnego świata. Niech cieszy oko obiektywu następnym łowcom. Kto wie, może będzie nam jeszcze dane spotkać się ponownie.
Z karpiowymi pozdrowieniami
Przemysław Badyniak