Blog
Karpiowy meeting
Kiedy zawożę moją drugą połówkę wraz z naszym synkiem do dziadków, postanawiam wykorzystać moją chwilową, „domową samotność” i czas ten spędzić nad wodą. Co prawda nie mam urlopu, ale planuję nocki spędzać na karpiach, a z rana normalnie jeździć do pracy. Swój miting zaczynam od późnego wieczora w niedzielę. Kiedy zjawiam się nad wodą, szybko i rutynowo rozbijam cały sprzęt. Tym razem nie ma czasu na powolne działanie, trzeba szybko i sprawnie rozbić karpiowy obóz, aby zdążyć przed zachodem słońca.
Pierwsza nocka mija bez brania, a ja o godzinie siódmej opuszczam łowisko i jadę do pracy… Wiadomo, myślami dalej jestem nad wodą. Po powrocie na łowisko czas na obiad. Bigosik z młodej kapusty jedzony w plenerze kiedy w tle śpiewają ptaki smakuje rewelacyjnie.
Wieczorem idę do sąsiadów ze stanowiska obok, aby wspólnie obejrzeć mecz Hiszpania- Włochy. Jako wielki fan piłki nożnej nie mogę opuścić spotkania, które zanosi się na niezłe widowisko i tak też było. Mecz był bardzo emocjonujący i Włosi zasłużenie odnoszą zwycięstwo. Na wodzie niestety panuje totalna cisza, brak jest spławów karpi i nie wróży to dobrze na nadchodzącą nockę. Przed snem słucham jeszcze radiowej transmisji z meczu Anglia- Islandia. W tym spotkaniu dopiero wydarzyła się sensacja. Anglia odpada z turnieju przegrywając tak naprawdę z amatorską drużyną… Cóż można więcej powiedzieć?- Brexit po całości :)
Kolejna noc także mija bez brania, a w pracy dzień jak co dzień, czyli pod hasłem - kiedy wybije szesnasta…? Po powrocie z pracy wywożę zestawy w te same miejsca. Nie jest fanem zmiany miejscówek co kilka godzin, więc mimo braku brań konsekwentnie trzymam się miejsc, które znalazłem na echosondzie. Wieczorem dostaję zaproszenie na degustację steków z wołowiny. Muszę przyznać, że Przemo (szef kuchni jednej z restauracji) zna się na rzeczy. Czegoś tak pysznego jeszcze nigdy nie jadłem no i stopień wysmażenia taki jak uwielbiam. Wspólne biesiadowanie z opiekunami łowiska trwa do późnych godzin nocnych, następnie mocno zmęczony udaję się na zasłużony odpoczynek.
Z twardego snu wyrywa mnie pisk centralki, a już po chwili mocno zaspany rozpoczynam długą walkę z karpiem. Ryba jest naprawdę silna i robi bardzo mocne odjazdy. W końcu daje się oderwać od dna, a ja sprawnym ruchem umieszczam grubaska w podbieraku. Jestem strasznie szczęśliwy, bowiem konsekwentne trzymanie miejscówki się opłaciło. Miejsce nęcone było mieszanką kulek o smakach, Devil Krill , KillKrill oraz testowana nowość na przyszły rok - Gigantica, a wszystko zalane boosterem KillKrill . Na włosie zawieszona była kulka Hard Hookers 24 mm o smaku KillKrill , którą podbiłem „popkiem” 18 mm o smaku Devil Krill .
Po porannej sesji zdjęciowej przyszedł czas na pakowanie całego ekwipunku. Tym razem po skończonej pracy wracam już do domu. Na koniec chciałbym tylko opowiedzieć co przydarzyło mi się kiedy wyjechałem z zakładowego parkingu. Zamiast obrać kierunek na Poznań do domu, pojechałem w kierunku nad łowisko Stary Staw. Dopiero po przejechaniu kilku kilometrów zorientowałem się, że jadę nie tam gdzie powinienem J Woda i karpie chyba mnie przyciągają…
Słowik
Carp World Team