Blog
Moja bałkańska przygoda, czyli o tym, że marzenia w życiu się spełniają
Moim marzeniem od kilku ładnych lat było złowienie karpia powyżej 20kg. Niestety, ta sztuka nie udała mi się nad polską wodą, ładnych kilka i mile spędzonych lat nad polskimi wodami nie dały mi wymarzonego karpia. Było wiele szczęścia i naprawdę ciekawych przygód. Czułem jednak pewien niedosyt, chciałem poczuć, jak to jest mieć na drugim końcu żyłki 20kg. O tym, czy udało mi się to na południu Europy, przekonacie się czytając moją relacje z tego wyjazdu.
Przygotowania trwały dosyć długo, napięcie i dreszczyk adrenaliny dawał się we znaki, nie mogło być inaczej, w końcu to wyprawa po moją rybę życia. Tak naprawdę niewiele wiedziałem o tej wodzie poza tym, że obowiązuje całkowity zakaz wywózki środkami pływającymi, nęcenie tylko kobrą lub spombem, ewentualnie rakietą. Zakaz połowu na zig riga. Trochę przypominało mi to dawne i piękne czasy, kiedy nie było wywożenia zestawów pontonem lub łódką . Ale co tam! – pomyślałem – Damy radę! Ostatnie zakupy przed wyjazdem ,jeszcze przegląd sprzętu i w końcu nadszedł dzień wyjazdu. Ruszamy!
Droga przebiegła dosyć spokojnie i w miarę szybko. Kiedy dotarłem nad 50 hektarową wodę na południu Europy, nie było nic widać, była godzina 22 a słońce zaszło o godzinie 20. Nie widać, ale słychać, tak, słychać i to dosyć mocno, odgłosy z wody docierały, jakich jeszcze nigdy nie słyszałem. Tak to one, dzisiaj miały swój kolejny występ, przyjechałem 900km z Katowic, aby spotkać się jedną z nich na swojej macie, a następnie zwrócić jej wolność. Spławy tej nocy były niesamowite, tego nie da się opisać. Dzisiaj już się nie rozkładamy, idziemy spać, zaczynamy od samego rana, lecz jednak podniecenie, że rano zaczynamy, było tak duże, że paraliżowało mój spokojny sen. Nagle dzwoni budzik, nawet nie wiem, kiedy zasnąłem…. to już, wstajemy!
Słoneczko już wstało, nad wodą unosiła się mgła oraz żółw wygrzewający się o poranku dał mi mocnego kopa do ostrej pracy. Sondowanie dna i pierwsze rakiety poleciały do wody. W tym miejscu chciałbym jeszcze wspomnieć, że nie byłem sam na tej wyprawie, tylko z moją żoną Malwiną, synem Wiktorem i kolegą Kamilem. Wspomnę również, że na tym łowisku nie ma możliwości rezerwacji miejsc. Miejscówkę na której usiedliśmy nie była zła, bynajmniej tak nam się wydawało. Niestety, na tej miejscówce mieliśmy tylko jedno branie, ale karp nie był zbyt okazały, jednak to ryba złowiona przez mojego kolegę, która i tak dała wiele szczęścia i napawała optymizmem przed dalszymi braniami. Po dwóch dniach i zmianie pogody nie było więcej brań, a my zmieniliśmy miejscówkę, na której złowiliśmy jeszcze kilka małych karpi i to wszystko. Polegliśmy, nie udało się złowić wymarzonej ryby, wracamy do domu! Jak to zazwyczaj bywa na pierwszy raz, zapłaciliśmy frycowe!
Poznałem za to wspaniałego wędkarza, który mieszka od 30 lat w Austri i ma żonę Polkę, która pochodzi z Konina. Jakie było moje zaskoczenie, gdy zaczął ze mną rozmawiać po polsku, udzielił mi kilka ważnych rad, które dotyczą tej wody! Już wracając do domu, myśli przeszywały mi głowę, żeby jak najszybciej tam wrócić, lepiej się przygotować i spróbować swoich sił jeszcze raz. Przypadek sprawił, że już za miesiąc po rozmowie z Eugeniuszem, człowiekiem o którym wspominałem wcześniej, umówiliśmy się na 7 dniowy wypad zaraz po weekendzie majowym. Tym razem pojechałem tylko z moją żona Malwiną, Gieniu obiecał że postara się zarezerwować wśród miejscowych Karpiarzy dobrą miejscówkę. Tym razem ze sobą zabrałem ponad 80 kg kulek. Podobnie jak ostatnio po 9h jazdy docieram na miejsce.
Gieniu, jak obiecał, tak było: duże szerokie stanowisko na przeciwko wyspy czekało na mnie po przyjeździe na miejsce. Po 1h nad wodą na stanowisku obok miejscowy karpiarz wyciągnął karpia o wadze 30+. Myślę sobie: no pięknie, ładnie się zaczyna! Szybko się rozpakowałem i zacząłem nęcenie, znowu niezbyt dobrze się zaczęło, moje rzuty spombem nie docierały tak daleko jak bym sobie tego życzył. Na szczęście tym razem byłem przygotowany, zmiana plecionki na mniejszą, małe poprawki w technice, zamiana spomba na mniejszy i po kilku godzinach rozpocząłem nęcenie na 130 metrach od brzegu. Tego wieczoru Gieniu wyciągnął dwa ładne Karpie 14-16 kg, a u mnie nic, w nocy również nie miałem brania. Kolejny dzień zaczynamy o godzinie 5 rano, widok o poranku wschodzącego słońca nad tak piękna wodą jest nie do opisania. Dosyć mocno nęcę cały dzień, Gieniu znowu wyciąga dwa karpie w tym samym przedziale wagowym, ja cierpliwie czekam na moje pierwsze branie.
Zbliżał się wieczór a ja nadal nic, kolacja na świeżym powietrzu, rozmowy o tym, jakie to Gieniu już ryby złowił nad tą wodą (zdjęcie zrobione na zasiadce, kiedy to poznałem Gienia, a on wtedy złowił 30+). Naszą rozmowę przerywa dźwięk mojego sygnalizatora. Podnoszę delikatnie kij do góry, dokręcam powoli hamulec i nic, żyłka w zawrotnym tempie jest wyciągana z mojej szpuli w kierunku wyspy, nogi mi się zatrzęsły, tysiące myśli przeleciało mi przez głowę, ale staram się zachować spokój i opanować emocje. Nagle zwalnia i zaczyna się walka o każdy metr, ja metr, on metr i tak około 60 minut. Głębokość na której łowiłem to 4,5 metra, ale przede mną jest spad na prawie 9 metrów i dało się to odczuć. W końcu dociera do brzegu, widzę już moją strzałówkę ale karpia nadal nie widać (głębokość przy brzegu 2 metry). Znowu odjazd i tak kilka razy z pod samego brzegu, nagle słyszę głos mojego kolegi: „Andrzej spokojnie, jest duży, widziałem go”. Tego mogłeś nie mówić… – skomentowałem krótko i poczułem ciepło w głowie. Po 10 minutach w końcu udało się go podebrać, był pięknie zapięty za dolną wargę. I znowu słyszę: „Andrzej to jest ponad 20+”. Wyciągamy go z wody, dezynfekcja i na wagę. JEST!!! JEST!!! JEST !!!
Marzenie się spełniło – waga pokazała 25 kg! Sesja zdjęciowa i szybko do wody, usiadłem napiłem się wody i zacząłem się zastanawiać, co to było, a może mi się to przyśniło? Biorę aparat i spoglądam jeszcze kilka razy na to, na co czekałem od 15 lat! Dziękuje ci moja żono za wyrozumiałość i dziękuje Ci Gieniu. Pierwsza ryba i od razu 20+ na macie. O 22 idziemy spać, o 2.30 mam kolejne branie. Tym razem po równie pięknej walce jest nieco ponad 17 kg. Następnego dnia w dzień dokładam jeszcze dwie mniejsze ryby 8-10kg i znowu szykuję się do nocki. Tym razem dźwięk sygnalizatora budzi mnie o 4 rano, podbiegam dosyć szybko i czuję duży opór, po 10 minutach mam wrażenie, że straciłem rybe, bo strasznie lekko idzie, ale to tylko złudzenie. Kolejny mocny odjazd na kilka metrów i tak walka trwa. Powoli zaczyna świtać, myślę sobie, że jestem sam na sam z rybą, która nie daje za wygraną, a wszyscy wokół mnie śpią. Nie będę ich budził, postaram się zrobić im niespodziankę. W końcu, kiedy udało mi się ją doholować do brzegu, słoneczko już wstawało i nagle wyłonił się i pokazał pierwszy raz. W momencie adrenalina uderzyła ponownie do głowy, nie jest mały, może 17-18kg, ale jak się za chwilę okazało, kolejne 20+ na mojej macie! Gieniu! Wstawaj! Moja druga dwudziestka! Niespodzianka się udała! Przepiękne sceneria i piękny hol. Myślę sobie: to nie może być prawda, przyjechałem po jedną rybę 20+, a dostałem dwie.
Tego ranka już nie poszedłem spać.. Kolejne dwa dni nie przyniosły żadnego brania, Gieniu złowił kilka Karpi 10-15 kg, ja nic. Myślę sobie: muszę coś pokombinować i tak na włos w ciągu dnia zakładam mały haczyk o rozmiarze nr 8 i do tego dwa malutkie pop upy. Rzucam najdalej, jak potrafię: na około 140 metrów. Słońce tego dnia dało nam mocno popalić: 38 stopni w słońcu, a ja około godziny 15 nagle mam odjazd, podnoszę kij i znowu czuję duży opór. Po około 50 minutach jest już jakieś 20 metrów od brzegu i nagle stop, nie reaguje na nic, stanął i ani w przód, ani w tył. Przeszedłem na lewą stronę jakieś 10metrów i powoli zaczynam ciągnąć. Ufff.. idzie powoli! Znowu po godzinnym holu i pięknej walce w tym upale udało się podebrać rybę, której waga wskazała kolejne 20+. Zmęczony usiadłem i pomyślałem, że to co było marzeniami, stało się rzeczywistością! Mówię do żony: wracajmy już, bo nie mam siły. Codzienne nęcenie spombem dało się we znaki, do wody wyrzuciłem sporo kulek, a walka z ostatnią rybą wyciągnęła ze mnie resztkę sił. Oczywiście to był chwilowy brak sił, bo po 15 minutach odpoczynku wyrzucam zestaw do wody i wyrzucam kilka spombów kulek. W przeciągu pięciu dni złowiłem trzy karpie o wadze ponad 20+, spełniłem swoje marzenie! Na koniec dokładam jeszcze jedną rybę powyżej 10kg i pora się pakować.
To była najlepsza wyprawa w moim życiu, zmęczony, ale szczęśliwy, wracam do domu. Łowisko bardzo pilnowane, kilka razy w nocy i w dzień kontrole. Raz dziennie czyszczenie miejsc, gdzie najwięcej jest zaczepów. Ja miałem szczęście, ale kolega traci 10 zestawów. W tym roku jeszcze odwiedzę z pewnością raz tą wodę, może szczęście dopisze i następnym razem.
Andrzej Pluta