Blog
Na spontanie - Patryk Grobelny
Jest weekend, a ja krzątam się po domu nie mogąc znaleźć sobie miejsca, szybka analiza łowisk w okolicy, a jest ich kilka. Wybór padł na łowisko komercyjne w Jędrzejowicach „AgroKrzysztof".
Woda nie duża, w sam raz na dwunastogodzinny wypad z kijami.
Przybywam na miejsce, sympatyczny gospodarz oprowadza mnie po kameralnym stawie oraz opowiada o rybach, które zamieszkują wodę.
Okazało się, że pięć lat temu ostatni raz woda była spuszczana i ryby odłowione wróciły do wody, na podstawie danych, jakie uzyskałem w trakcie rozmowy z gospodarzem, mogę wnioskować, że pływają w niej ryby nawet 20+.
Po takiej informacji, „rogal”, który pojawił się na mojej twarzy, nie chciał zniknąć przez cały czas trwania zasiadki.
Rozkładam się na kładce, zestawy do wody i czekam... czekam … Mija 6 godzin, a ja bez ani jednego pikola. Jednak myśl o wielkich karpiach zamieszkujących zbiornik, utrzymuje nadal uśmiech na mojej twarzy.
W kolejnych godzinach przychodzi jednak myśl... Łowisko niczym jedna z kameralnych wód w Wilkiej Brytanii, a ja nadal nie mam ryby na macie.
Nadszedł wieczór, który wymazał wcześniejsze chwile zwątpienia. Jest odjazd i…… mam moje Personal Best, jest dwu cyfrówka na macie. „Rogal” powiększył się, aż do samych uszu.
Jak kolega z Teamu Jacek czekał 4 lata na pełnołuską piękność, tak ja czekałem na przekroczenie magicznej dyszki.
Z reguły łowisko czynne jest od świtu do zmierzchu, aby obłowić tę wodę musieliśmy uzyskać zgodę właścicieli, z czym jak się okazało nie było większego problemu.
Pan Krzysztof był bardzo uprzejmy i wyraził zgodę na łowienie nocą. Pełni nadziei na jeszcze lepsze wyniki kontynuowaliśmy zasiadkę, gdyż będziemy pierwszymi po pięciu latach łowiącymi w nocy na tej pięknej ,ANGIELSKIEJ’’ wodzie (zasilanej krystalicznie czystą wodą płynącej z naszej góry Ślęzy).
Wraz z Jackiem szykujemy cały nasz arsenał na największym pomoście, tuż obok domku, który służył będzie nam za tymczasowe schronienie z pełnymi wygodami.
Nasza taktyka była prosta, zakładamy nasze killery i z woreczkami PVA ślemy zestawy jak najbliżej przeciwnego brzegu.
Gdy zestawy już w wodzie czas, na małą partyjkę szachów, którą po chwili przerywa dźwięk mojego Foxa. Piękna walka, bo ryby są tu naprawdę silne i na macie jest pierwszy mieszkaniec wody, po szybkiej sesji zdjęciowej karpik wraca do wody, a my siadamy do rewanżu, bo znów przegrałem.
Mija kilka kolejnych godzin emocjonujących brań, kolejne piękne i waleczne ryby lądują na macie, może nie są zaduże, ale za to bardzo silne i waleczne.
Zapada noc i w oczekiwaniu na kolejne branie oglądamy mecz, gdyż nasz wypasiony domek jest wyposażony w TV, przy okazji wiążemy nowe przypony.
Następuje cisza, ale tylko u Jacka, bo w moje miejscówki wpłynęło chyba całe stado rocznych karpi, nie pomagała nawet zmiana kulek na wielkogabarytowe, bo tak były żarłoczne, że wciągnęły każdą. Zabawa z młodzikami trwała prawie do świtu. Nie powiem, żeby nie cieszyło mnie to, ponieważ nawet te najmniejsze ryby są naprawdę waleczne, ale mój kompan wylegujący się na wersalce pod kołderka był już tak „zmęczony”, że nawet nie wstał do pomocy.
Nastaje świt i kolejne branie małego kapra, który w wodzie przez chwile udawał dość sporego kabanka.
Zapomniałbym o wisience na przysłowiowym torcie.
Jacek w nocy miał jedno branie, sporo męczył się z rybą nawet powiedziałbym, że ryba go wymęczyła, po kilku minutach ciężkiej walki na macie ląduje karp, ładny duży Pan Karp, po zważeniu okazuję się, że jest to kolejna dwucyfrówka z tej wody złowiona przez Gang Karpiarzy. Ryba trafiła do woreczka i czekała na poranną sesję zdjęciową.
Pora zbierać się do domu... odwiedza nas jeszcze Filemon, który skutecznie podkradał nasze kulki przez cały pobyt nad wodą.
Z Pozdrowieniami
Patryk Grobelny
Gang Karpiarzy