Blog
Karpiowanie z pontonu...
Pomysł karpiowania z pontonu narodził się w mojej głowie w 2015r jak obserwowałem spławiające się karpie których nie mogę dosięgnąć z brzegu dość długo trwały same przemyślenia jak się do tego przygotować i w co trzeba zainwestować żeby wszystko trzymało się kupy.
Ponieważ byłem bardzo pochłonięty innymi sprawami i ciągle nie mogłem znaleźć odpowiedniego kija do tego celu pomysł ten odszedł na dalszy plan. Przemyślenia wróciły jak firma Monster Fishing wprowadziła do oferty 10 funtowe kije MCR1 2,5lb i pomyślałem czemu by nie spróbować sygnalizatory robią bardzo trwałe to kije pewnie też będą w porządku i od razu zacząłem się zastanawiać jak by tu przerobić stojak żeby można było zamocować go na pontonie, tutaj pomocni okazali się koledzy z Temu Monster Fishing którzy podrzucili odpowiednie zdjęcia i już miałem jakąś tam koncepcję jak to wykonać niestety pierwsza próba legła w gruzach bo była zbyt delikatna ale druga była już dość solidna, dobra i już taka została.
W tym momencie pierwsza zasiadka na pontonie zbliżała się coraz szybciej i jeszcze tego samego miesiąca zgadałem się z kolegami, że znaleźli ładny spad w zatoce przy trzcinach z mocno oganiczonym dostępu z brzegu, długo się nie zastanawiałem i spakowałem niezbędne minimum i ruszyłem na pierwszą nockę za karpiem z pontonu.
Już na wodzie wiedziałem, że mój KM280 jest za mały do tych celów bo pomimo, że sporo gratów leżało w macie i pływało obok pontonu a ponton był zakotwiczony na 3 kotwicach to i tak przy przekręcaniu dość mocno się bujał i trudno było znaleźć miejsce żeby spokojnie zasnąć ale jakoś się udało i dotrwałem do rana niestety bez brania.
I znowu plany umarły ale na krótko bo zacząłem pływać po kilkusethektarowej wodzie PZW i znalazłem miejsca kompletnie nie dostępne z brzegu ale za to pływały tam ładne karpie i ładne amury
Szybko zdecydowałem się na zasiadkę z pontonu ale łowiąc w dzień z powierzchni niestety ciągłe strzelanie procą a to pływającym pelletem a to bułką maczaną w dipie nie dawały rezultatów ryby kompletnie nie reagowały na pływającą zanętę wtedy byłem też pierwszy raz kontrolowany tam przez policję która okazała się dość przyjazna.
Po praktycznie całym dniu obserwowania jak ryby pływają raz w jedną raz w drugą ale nic nie skubią trzeba było zmienić taktykę i spróbować łowić z dna.
Tym razem na zasiadkę przygotowałem się trochę konkretniej bo pożyczyłem drugi ponton który służył jako barka bagażowa i stojak na wędki w jednym.
Jak tylko się rozłożyłem, zanęciłem dwie miejscówki i wywiozłem zestawy niestety pogoda nie dopisała i wieczorem zaczęło mocno wiać i padać szybko rozłożyłem na bagażówce pokrowiec żeby graty nie zamokły a ja schroniłem się pod parasolem, przez wiatr i ciągłe bujanie miałem sztuczne brania ale bardzo dobrze spisała się komunikacja dwu kierunkowa w sygnalizatorach i spokojnie nie ruszając się z pod mojego schronienia mogłem obniżyć czułość sygnałków i próbować zasnąć. Niestety zasnąłem dopiero rano jak wiatr ustał i zrobiło się cicho, przestało bujać. Obudziłem się koło 8 i znowu zacząłem się zastanawiać czemu nie było brania, po kilku godzinach na tyle przestało padać, że mogłem zwinąć zestawy i zobaczyć co jest moje zdziwienie było o tyle większe, że w jednym miejscu zanęta dalej leżała bo woda była klarowna tak, że było widać co leży na dnie a w drugim woda była dość mętna i nawet kamerką i tubą ciężko było znaleźć jakieś pozostałości po kukurydzy czy kulkach a mimo to brania nie było. Pomyślałem trudno jeszcze tu wrócę ale dopiero po urlopie i wyjeździe na mazury.
Pomimo, że byłem na wakacjach to w wolnych chwilach ciągle różne pomysły chodziły mi po głowie i szukałem jakiś konkretnych informacji i nagle przeglądając aukcje z pontonami natknąłem się na ponton ratunkowy, gęba od razu się uśmiechnęła i wiedziałem, że to jest to czego potrzebuje. Jak tylko wróciłem z urlopu to zadzwoniłem do sprzedającego i nie mogło być inaczej dogadaliśmy się co do ceny i odbioru musiałem przejechać po ponton grubo ponad 200km ale było warto.
Od razu kupiłem pawęż żeby zamocować wędki i kotwice z prawdziwego zdarzenia żeby utrzymać to pływające monstrum w miejscu, a weekend zbliżał się dużymi krokami miejscówkę nęciłem już kilka razy a za jednym razem znalazłem sieci kłusownicze :( oczywiście powiadomiłem odpowiednie służby które notabene przypłynęły po ok 90min ale przypłynęły i ściągnęli sieć o tyle dobrze żeby były w niej tylko 2 średnie linki ale jak bym dorwał to łapy bym po ucinał.
W końcu przyszedł ten weekend który to miałem praktycznie cały spędzić na wodzie w moim nowym domku.
W piątek urwałem się wcześniej z pracy i szybko spakowałem cały potrzebny sprzęt do samochodu nad wodą zameldowałem się jakoś ok 16 zanim nadmuchałem ponton trochę czasu zleciało a trzeba było jeszcze przepłynąć kawał drogi ciągnąć za sobą moje weekendowe lokum
Po dopłynięciu musiałem jakoś porządnie zakotwiczyć ponton co zajęło jeszcze więcej czasu ale teraz już wiem, że 4 kotwice bardzo dobrze radzą sobie z tym kolosem i nic się nie przesuwa na tyle mocno żeby robiło sztuczne brania nawet na największej czułości sygnalizatorów.
Po tych dwóch nockach wiem, że muszę zmajstrować jakąś sztywną podłogę do pontonu bo tak to trzeba chodzić na czworaka i ciężko złapać równowagę ale i tak w środku jest tak dużo miejsca, że spokojnie 2 osoby z całym ekwipunkiem spędzają czas dość komfortowo a samemu to już w ogóle bajka burty są tak grube, że służą za półki na pierdółki.
Zestawy wywiozłem dopiero przed zmierzchem jeden na kukurydzę drugi na kulkę i jedno ziarko kuku a ponieważ łowię w ciężkim miejscu z twardymi zaczepami i masą trzcin więc hamulce mocno dokręcone, stojak dowiązany do pontonu a przelotki sprałem o sygnalizatory. Oczywiście otworzyłem piwko i czekałem na upragnione piiiii i o dziwo długo się nie naczekałem bo pierwsze branie miałem po 22 najpierw jedno pi a po chwili potężne branie i mimo przykręconego hamulca ryba wypruła w trzciny szybko wskoczyłem do pontonu i w trakcie odczepiania się ryba znowu dostała kopa i ruszyła z trzcin szybko dopłynąłem w to miejsce z ciągle napiętą żyłką i ciągle czułem szamoczącą się rybę jak tylko żyłka tak samo wyszła z trzcin i lekko zacząłem zwijać ryba znowu dostała kopa i zasuwała w kolejne trzciny zdążyła wpłynąć tylko kawałek bo siłowo wybiłem jej to z głowy ale zrobiła nawrót i wyszyła w stronę zatopionych krzewów od razu pomyślałem, że jak tam wpłynie to przepadła dokręciłem hamulec na i włączyłem wsteczny bieg w silniku i o dziwo stałem w miejscu a ryba tak szalała przy powierzchni raz w jedną raz w drugą, że aż się gotowało ale w końcu osłabła i jakoś udało się ją podebrać. Jak już była w podbieraku usiadłem i pomyślałem masakra takiego holu jeszcze nie przeżyłem a w trakcie myślałem ile to bydle warzy, że tak mi daje popalić w przemyśleniach oczywiście była 2 z przodu ale musiałem odłożyć emocje na bok i wszystko ogarnąć ryba do worka
zestaw z powrotem do wody a sesja rano bo nocą i to jeszcze na pontonie było by kiepsko. Nie obeszło się bez kolejnego piwka na rozładowanie emocji bo do końca nie byłem pewien czy wszystko wytrzyma najbardziej jestem pod wrażenie wędek MCR1 pomimo, że mają tylko 2,5 lb to są naprawdę mocne i spokojnie można zatrzymać takiego wariata albo nawet zawrócić go z trzcin bez obaw a przy tym pięknie amortyzują zrywy ryby i tak naprawdę pomimo, że łowię na te kije już kilka miesięcy teraz dopiero pokazały na co je stać a przy tym długość 10ft do takiego wędkowania bardzo dobrze się nadaje spokojnie można operować kijem na pontonie czy odplątywać żyłkę na szczytowej przelotce nie maczając drugiego końca w wodzie jak ma to miejsce z dłuższymi kijami. Do snu ułożyłem się na podłodze w śpiworze i zasnąłem jak dziecko w kołysce bo tak samo bujała się cała podłoga ale do rana nie miałem już brania ok 6 wziąłem się za robienie zdjęć z nocną zdobyczą która warzyła 15,6kg.
Później już cały dzień nie miałem brań ale za to rodzinka dowiozła mi ciepłą zupkę w termosie i mogłem posiedzieć i pomyśleć w spokoju jak jeszcze udoskonalić ten cały patent na wędkowanie z pontonu i jak już wspominałem sztywna podłoga to podstawa, później pomyślę o zmianie koloru bo ten za bardzo rzuca się w oczy a dalej się zobaczy co wyjdzie w trakcie następnych zasiadek.
Następna nocka przebiegła spokojnie nie licząc brania które zrobiły przepływające łabędzie rano przypłynęli koledzy na rekonesans trochę pogadaliśmy i pomału zaczynałem się zbierać do domu na niedzielny obiad.
Cała ta przygoda z karpiowaniem na pontonie trochę trwała ale w końcu przyniosła upragnioną rybę wypracowaną z zupełnie nowej dużej wody PZW która dała mi tyle radości i satysfakcji, że nie da się tego opisać słowami.
Pozdrawiam