Blog
Weekendowa zasiadka z żoną.
Jeden z czerwcowych weekendów postanawiam spędzić wraz z żoną na zasiadce. Wodą jaką obieram za cel naszego wypadu jest żwirownia niedaleko Poznania. W trakcie tygodnia przed wyjazdem odwiedzam moją miejscówkę dwa razy i nęcę mieszanką kukurydzy, konopi, pelletu oraz kulek. W końcu nadchodzi upragniony piątek. Żona wraca z pracy, pakujemy autko i w drogę… Po rozbiciu „obozowiska” przystępuję do przygotowania romantycznej kolacji w plenerze. A co tam?- Kolacja przy piwku i grillowanej kiełbasce też może być romantyczna
Po wypiciu kilku złocistych trunków udajemy się do namiotu na zasłużony po całym tygodniu pracy odpoczynek. Niestety pierwsza nocka mija bez brania. Po zjedzonym śniadaniu postanawiam zmienić przynęty na świeże i dodatkowo zanęcić miejscówki. Nie mija zbyt długo czasu i mam pierwszy odjazd, na macie melduje się nieduży karpik. Po około godzinie znowu na tym samym kiju branie i kolejny maluch na haku. Widać, że ryby weszły w nęconą miejscówkę. Nie są to jakieś wielkie sztuki, ale coś zaczyna się dziać. Przed południem następuje niesamowicie silny odjazd, dobiegam do wędki i lekko docinam rybę. Po wygiętej szczytówce widzę, że jest coś ładnego. Hol trwa około 10 minut i karp jest już w zasięgu podbieraka jednak robi w tym momencie silny odjazd na 20 metrów i trzeba go jeszcze trochę wymęczyć. Kilka minut walki i żona perfekcyjnie podbiera pięknego karpia. Kiedy kładę go na macie widzimy, że jest naprawdę sporych rozmiarów. Kilka fotek, ważenie, odkażenie pyszczka, buziaczek i rybka wraca do swojego królestwa
Waga wskazała 13,4 kg. Jesteśmy bardzo zadowoleni. Tym bardziej, iż z wszelkich dostępnych mi informacji wynika, że karp ten jest największym mieszkańcem żwirowni, na której łowimy. Przez cały dzień mamy jeszcze kilka brań i karpi na macie, jednak wszystkie w przedziale 2-4kg. Po zacięciu jednego z maluchów przekazuję wędkę dla żony, która też ma okazję poholować karpia, sprawia jej to dużą przyjemność. Uwieńczeniem holu wiadomo musi być fotka.
Wieczorem wraz z żoną podziwiamy piękne widoki. Około godziny 23 mam branie. Szybkie wyjście z namiotu, zacięcie i holuję karpia, który nie sprawia zbyt dużych problemów. Po chwili ląduje w podbieraku. Waga pokazała 6,8kg.
Noc nie przynosi żadnego brania, więc się wysypiamy. Z rana odwiedza nas znajomy wędkarz, który rozkłada się obok i w przeciągu kilku godzin ma tyle brań leszczy, wzdręg i płoci, że kończą mu się białe robaki :-P Z taką sytuacją nie spotkałem się jeszcze nigdy Z żoną po śniadaniu oraz porannej kawce pakujemy cały „majdan” i wypoczęci wracamy do domu. Niestety niedziela dobiega końca, jutro poniedziałek i znowu praca… Takie jest już to życie, raczej szare, ale na szczęście ma jasne momenty….