Blog
Wygłodzone po zimie amury
Wiosna to najpiękniejsza pora roku, przyroda budzi się do życia, a wraz z nią z zimowisk w poszukiwaniu pokarmu wyruszają nasi wąsaci przyjaciele. Żwirownie to ciężkie "wiosenne wody", ale przy odpowiedniej wiedzy i zaangażowaniu mogą nas obdarować pierwszym tegorocznym odjazdem. Odpowiednia prezentacja zestawu i dobór wysokiej jakości przynęt to jedne z podstawowych czynników, które mogą mieć wpływ na osiągnięcie końcowego sukcesu nad wodą. Dla mnie o tej porze z roku jak i w pozostałych najważniejsze są miejscówki i temperatura wody, które odgrywają kluczowe znaczenie. Jak co roku sezon rozpoczynam na jednej z Opolskich żwirowni PZW. Jest to woda o bardzo zróżnicowanym dnie, pełna zatopionych dębów i licznych podwodnych górek, często wręcz "obsypanych" małżami. Średnia głębokość tego zbiornika oscyluje w granicach 3-3,5m, przy głębokości maksymalnej około 7m, więc jak na typową wodę powyrobiskową jest stosunkowo płytka. Dogodnych miejsc na położenie naszego zestawu nie brakuje, schody zaczynają się w momencie badania struktury dna. Niestety woda jest systematycznie zamulana płuczką z pobliskiej żwirowni, a pokłady namułku mogą skutecznie przeszkodzić w łowieniu. Biorąc za wzór ogólnie przyjętą zasadę "gdzie patyki tam wyniki". Na miejscówki obieram okolice wysepek z zatopionymi tuż obok drzewami jak i trzcinowiska w trudno dostępnych dla wędkarzy miejscach. Pierwsze pomiary temperatury wody nie napawają mnie optymizmem, woda ma 7,2 stopnia. Za cel obieram osłoniętą trzcinami zatoczkę z głębokością do 2,5m i odchodzący od wysepki garb z szybkim spadem do prawie 4m. Na pierwszym włosie ląduje 14mm kulka z serii Jungle zaś na drugim 14mm pop-up Crave podbity sztuczną kukurydzą. Pierwsze dni zasiadki nie przynoszą praktycznie żadnych efektów… Kilka małych karpików z zeszłorocznego zarybienia i to wszystko. Sytuacja zaczyna zmieniać się z pierwszymi, przenikającymi wodę promieniami słońca. Gwałtowne ocieplenie na początku miesiąca ogrzewa wodę do prawie 11 stopni, dając rybom wyraźny sygnał do żerowania. Ku mojemu zdziwieniu płytszą miejscówkę zamiast karpi, opanowały wygłodzone po zimie amury. Moje zaskoczenie wynika z tego, iż nie spodziewałem się ich aż tak wcześnie! W menu tych azjatyckich „torped” już na stale zagościł mój orzechowy killer. Pisząc ten krótki artykuł systematycznie doławiam wczesno wiosenne amury, których rozmiar może nie powala ale daje mi dużo radości, bo nic tak nie cieszy jak wypracowana w ciężkich warunkach ryba!
Pozdrawiam Dariusz Lesznar
www.pallatrax.pl