Blog
Krótka zasiadka i karpiowy bandyta
W końcu udało mi się wyskoczyć na dwie nocki. 48 godzin łowienia, bo tyle w zaokrągleniu miałem czasu. Wybór padł nad pobliska 25 h żwirownie. Na miejscu byłem w nocy o godzinie 3. Było jeszcze ciemno, nad wodą panowała straszna cisza. Cóż, miejsce wytypowałem już kilka dni wcześniej, widząc ze nikt w nie nie zagląda postanowiłem tam usiąść. W kilka chwil miałem rozbity namiot i rozłożone kije, ale co dalej? Założenie było takie, żeby łowić z rzutu. Ale jak tu wysondować dno, skoro nie widać markera? No cóż. Postanowiłem do rana łowić na dystansie, który miałem zaznaczony z poprzedniego wyjazdu. Było to 110 m. i tak też zrobiłem. Z myślą o tym, że rano, jak będzie jasno, znajdę jakieś miejsce i już normalnie będę łowił. Zestawy położyłem tak jak zamierzałem, na spodzie wystarczyło zaklipsować dystans po zmierzeniu i zanęcić. 10 rakiet na początek poleciało do wody w kierunku dużego światła znajdującego się na drugim brzegu to już do końca był mój azymut.
Okazało się jednak, że zanim wymarkeruję swój plac, już mam brania. Zanim się całkowicie rozjaśniło miałem już 4 ryby. Nie były to jakieś okazy, ale za to były niesamowicie waleczne. Pierwszy raz próbowałem łowić na kulkę Pinaple Mango Banana z RH. I wszystkie brania były właśnie na tę kulkę. Druga wędka jak na razie milczała. Brania były, wiec nic nie kombinowałem z markerem, żeby nie płoszyć ryb będących już w łowisku. Po kilku następnych rybach brania ustały. Po każdej rybie kilka rakiet ląduje w wodzie. Myślę kombinuje zmieniam smaki. W końcu zakładam Strawbery scopex i zabawa znowu się zaczyna. Na drugim kiju zakładam Monster Craba, którego w zeszłym sezonie robiłem na miksie Liver & Superfish RH i znowu strzał w dychę.
Obie wędki pracują. Cały dzień było co robić. Noc przebiegła spokojniej, brań było mniej, ale przynajmniej troszkę się pospało.
Rano znowu zaczęła się zabawa. Drugiego dnia miałem wrażenie ze odwiedzają mnie większe ryby. Małych bąków wpuszczanych kilka lat temu było trochę mniej. Świetna zabawa, tego mi było trzeba. Wieczorem gwałtowne branie, ryba wybiera żyłkę z kołowrotka jak szalona, dobiegam do kija i czuje ze siedzi, dalej wybiera żyłkę. Wędkarze łowiący tu przestrzegali przed wielkimi sumami, które w tym zbiorniku pływają. I tak w tym momencie pomyślałem-chyba wąsaty pobrał kraba. Kilkadziesiąt metrów wybrał z kołowrotka zanim się zatrzymał. „Ufff!” – odetchnąłem wtedy, bo już myślałem co będę robił, gdy żyłka będzie się kończyć na kołowrotku. Pomyślałem, że będzie spory, do brzegu szedł spokojnie, choć po drodze jeszcze zabrał z 2 razy trochę żyłki. Długo nie mogłem go zobaczyć, przy brzegu jakby osłabł, ale dalej nie chciał się pokazać. W końcu się wynurzył i nabrał powietrza. Już troszkę więcej nadziei miałem na dobrze skończony hol, jednak przy brzegu, gdy nabrał powietrza jakby rósł w sile, coraz więcej odjeżdżał, nie poddawał się. Poprzednie ryby również były bardzo silne jednak ten bandyta zdecydowanie się wyróżniał. W końcu dał za wygraną, mam go w podbieraku i zdziwiony odkładam kij. Oczom nie wierzyłem, gdy dokładniej obejrzałem go na macie. Jest piękny! I wcale nie był największy, ale tak silnej i pięknej ryby dawno na kiju nie miałem. Śliczny, długi, pełnołuski, prawdziwa torpeda, dlatego dał mi tak popalić. Mimo, że nie był to największy karp mojej zasiadki, zdecydowanie najbardziej się wyróżniał, emocje które mi dostarczył, na pewno będą długo zapamiętane i dlatego postanowiłem go opisać. Do końca zasiadki złowiłem jeszcze kilka karpi, a rano ładnego amura. Przez cala zasiadkę złowiłem 24 ryby, z czego jestem bardzo zadowolony, bo nie spodziewałbym się takiego wyniku, tym bardziej ze siedziałem na wodzie PZW.
Pozostało jedno pytanie: Co takiego było w tym miejscu na dnie, że ryby tak chętnie tam zaglądały? A może to skuteczność kulek RH. Jeszcze w tym sezonie – myślę – nie raz to sprawdzę, a wszystkim równie walecznych ryb i takich zasiadek na wodach PZW.
Pozdrawiam,
Krzysztof Lewandowski, Duxon Team