Blog
Niezapomniana zasiadka na nowej wodzie.
37-16-2
Powyższe cyfry nie są przypadkowe. Nie są to też magiczne liczby, ani kod do skarbca. Są to statystyki weekendowej zasiadki na łowisku Samsieczno, usytuowanym 20km od Bydgoszczy.
Sama zasiadka to istny „spontan”. Po kilku tygodniach w podróży służbowej, los sprawił, że w domu zameldowałem się w piątkowy ranek. Z racji tego, że rodzinka była także poza domem, bez zastanowienia skontaktowałem się z Marcinem Dejkiem – właścicielem łowiska, z pytaniem o możliwość sprawdzenia się na nowym łowisku. Los sprzyjał, miejscówka wolna, nawet kolega Bartek zadeklarował przyjazd nad wodę - więc weekend przebiegnie w miłym towarzystwie.
Jako, że miejscówka umożliwia zarówno wywózkę jak i swobodny rzut - na wszelki wypadek zaopatrzyliśmy się w łódkę. Całej procedury z rozbijaniem obozowiska nie będę opisywał, bo każdy to zna. W związku z tym, że budowa stanowisk na łowisku przypomina te, rodem z Anglii (wysunięte w wodę na podłożu kamiennym i usypane warstwą piasku), bardzo trudno jest wbić zwykłe podpórki. Dlatego trzeba było ”odkopać” tripoda. Bartek wybrał prawą stronę stanowiska, ja lewą. Wypad był bardzo szybki i nie w pełni przygotowany technicznie, więc zgarnąłem z piwnicy tylko torbę z dwoma rodzajami kulek tonących kill krill oraz krillberry , jeden rodzaj pływaków pineapple&butiryc , oraz małe wiaderko z pelletem 18mm . Wcześniej wiedziałem, że w łowisku jest spora populacja karpia pełnołuskiego, który posiada spory potencjał siły. Żeby wyeliminować drobny białoryb, na pierwszy rzut poszły zestawy: 2x kill krill 21mm w paście tego samego smaku, 2x killberry 18mm, oraz Kill krill 21mm z pływakiem 18mm. W założeniach miałem sobie odpocząć, wyspać się, powspominać. Wszystko to zostało wykonane poza jednym - nie wyspałem się. To, co się działo po zmierzchu przeszło moje najśmielsze zamysły o łowieniu.
W przeciągu 2 dób miałem łącznie 37 brań, z czego udało mi się wyholować 15 cyprinusów oraz dwa 2,5kg karasie. Prym wiódł kill krill i to pod każdym względem. Nawet 3x21mm nie odstraszało karpi od pobierania przynęty. W pewnym momencie usłyszałem od kolegi, że te ryby ktoś mi podczepia pod wodą. Łódka się przydała, bowiem wszystkie spięte ryby tak mocno „parkowały” w przeciwległych trzcinach, że bezniej nie było szans na odzyskanie zestawu.
Jak już wcześniej wspominałem, nie byłem przygotowany do tej zasiadki technicznie. Nie miałem aparatu ani worków karpiowych, przez co zdjęcia były robione telefonem i po „fotce” rybki wracały do ich domu.
Każdemu życzę takiej zasiadki.
Były momenty, że jednocześnie miałem odjazdy na trzech wędkach. Bartek osobiście przekonał się o werwie mieszkańców łowiska Samsieczno. W niedzielny poranek, po jednym z brań (łowił na sztywno) rybka zabrała cały tripod z trzema wędkami do wody. Po tym braniu Bartek zmuszony został do zakupu nowych sygnałków.
Z karpiowymi pozdrowieniami
Przemysław Badyniak