Blog
Sezon karpiowy 2014 zakończony – Włodzimierz Juźwiński
W dniach 11 – 15 listopada odbyła się moja ostatnia zasiadka karpiowa w tym sezonie. Miejscem, jakie wybrałem były Gosławice, które dają możliwość spotkania z dużymi rybami i zapewniają jako jedne z nielicznych łowisk dobre warunki sanitarne. Tak się złożyło, że była to moja trzecia z rzędu zasiadka na tym łowisku i trzecia na pomoście z numerem 11. Dla mnie to stanowisko daje możliwość ustawienia przyczepy kempingowej co stwarza lepsze warunki przebywania, szczególnie w zimne i mokre jesienne dni. Na pomoście zawsze ustawiam brolly, które pozwala mi na bezpośrednią obserwację wody.
Wszystkie zasiadki odbyły się w różnych warunkach pogodowych. Pierwsza z połowy października obfitowała w opady deszczu i gęstą poranną mgłę. Woda miała 17 stopni i ryby były aktywne, co widać było po częstych spławach i systematycznych braniach. Po czterech dobach zaliczyłem 17 brań i tyle samo karpi na macie. Można powiedzieć, że nie narzekałem na brak zajęcia i postanowiłem, że ponownie zjawię się tutaj za kilka dni. Pod koniec października jesienne chłody i nocne przymrozki spowodowały, że woda na początku zasiadki miała 8 stopni a po trzech dniach już tylko 6 stopni. Aktywność ryb zdecydowanie spadła co widać było po bardzo przejrzystej wodzie i małej ilości brań. Miałem tylko trzy brania w tym dwóch ryb, które dały mi wiele radości.
Pierwszą wyholowaną rybą był karp o wadze 12 kg, ale następna to piękny lustrzeń, przy którego ważeniu waga wskazała 19,85kg co jest nowym moim rekordem na polskich łowiskach. Radości mojej nie zmniejszył fakt, że tak niewiele brakło do granicy +20... może w następnym sezonie.
Następna złowiona ryba wprawdzie nie miała tak dużej wagi, ale jej długość 95 cm robiła wrażenie. Złowiłem tylko trzy ryby, ale mogłem być bardzo zadowolony z takiego zakończenia sezonu, bo w tym momencie tak myślałem.
Lekki luz w obowiązkach zawodowych oraz sprzyjająca aura nie pozwoliły mi usiedzieć w domu i po zatwierdzeniu terminu i stanowiska z Pawłem kolejny wyjazd na Gosławice. Nie bez znaczenia były zamieszczone na facebooku doniesienia jednego ze znajomych o pięknych złowionych rybach pod koniec tygodnia. Wiedziałem, że ta wyprawa będzie już zdecydowanie ostatnią w tym sezonie i marzyłem o jeszcze kilku odjazdach gosławickich karpi. Na łowisko dotarłem we wtorek 11 listopada około godziny 13 i musiałem szybko się uwijać, aby przed zmierzchem postawić trzy zestawy, mimo że dobrze już miałem rozpracowane to stanowisko. Kiedy już ze wszystkim się uporałem i mogłem wypić zasłużoną kawę zorientowałem się, że jestem sam na całym łowisku. Nie przepadam za taką sytuacją, bo zawsze dobrze mieć świadomość, że gdyby coś złego się działo to można liczyć na koleżeńską pomoc. Bardzo ważna dla mnie jest także możliwość porównania wyników, jakie osiągają inni karpiarze łowiący w tym samym czasie na tym samym łowisku. Upewniam się wtedy o słuszności przyjętej taktyki nęcenia i właściwie dobranych przynętach.
Pierwsza nocka i cały następny dzień minęły na całkowitym milczeniu sygnalizatorów i poważnie zacząłem się zastanawiać co jest nie tak, dlaczego nie ma brań, mimo że pogoda zdaje się być sprzyjająca. Temperatura wody 10 stopni a powietrza w dzień 14 st.C, natomiast w nocy 10. Wydaje się być jak na tę porę roku sprzyjająca. Zaobserwowałem, że woda jest całkowicie „martwa” z brakiem spławów ryb. Wykonałem telefon do Waldka, który tak dobrze łowił przed moim przyjazdem na stanowisku nr 7 i na pociechę usłyszałem, że już od niedzieli rana u niego także ustały brania. Żadna to pociecha i tylko żal, że akurat musiałem trafić na tak jałowy okres. Kiedy następna doba okazała się być identyczna pomyślałem, że tym razem mogę zjechać o kiju. Początek trzeciej doby dał mi nadzieję na poprawę, bo około 17 pierwsze branie i na macie ląduje pierwszy niewielki karpik, bo tylko 8 kg ale zawsze coś. Niestety tylko złudne nadzieje, bo następna noc i przedpołudnie mijają bez brania. Zacząłem się zastanawiać czy nie zawinąć się do domu, ale jednego co mi nie brakowało to ambicji i wytrwałości. Wiedziałem, że na mecz i tak nie zdążę do domu a ryby przecież muszą kiedyś zgłodnieć. Z przekonaniem, że nadzieja umiera ostatnia doczekałem do godziny 17 i o dziwo kolejne branie.
Tym razem ryba już większa, bo ponad 12 kg podebrana na wodzie ponieważ roślinność nie pozwalała na hol do pomostu. Wywiozłem zestaw i usiadłem pod brolką do obserwowania poczynań naszych piłkarzy w meczu z Gruzinami na tablecie. Była jakaś analogia pomiędzy tym meczem a moim łowieniem, bo kiedy nasi piłkarze po przerwie strzelili rywalom cztery bramki to ja w tym samym czasie złowiłem cztery karpie. Sam już nie wiedziałem czemu się bardziej dziwić, skutecznej reprezentacji czy nagłym ożywieniem się ryb. Cztery karpie w ciągu niecałej godziny to kosmos w porównaniu z poprzednimi trzema dobami. W pewnym momencie miałem prawie jednoczesne branie na dwóch wędkach i obie ryby udało mi się wyholować. Jako drugi do holowania zostawiłem zestaw w mocniej porośniętej części łowiska wiedząc, że karp po wbiciu się w moczarkę daleko nie odpłynie. Wraz z końcem meczu skończyły się brania i po spędzeniu jeszcze dwóch godzin na pomoście udałem się spać. Zarówno przebieg meczu, jak i nagły zwrot w połowach nie pozwalały mi na szybkie zaśnięcie i trudno powiedzieć ile czasu zdołałem się przespać, kiedy przyjemny dźwięk sygnalizatora zerwał mnie na nogi. Branie na lewej wędce od strony 10, krótkie przytrzymanie zestawu w celu pewnego zacięcia ryby, do łódki i jazda na kolejne spotkanie z karpiszonem. Już podczas skręcania żyłki wiedziałem, że ryba jest duża bo nie dawała się podciągać do siebie, a za każdym razem starałem się odciągać ryby od nęconego miejsca. Walka z rybą trwała około 10 minut co jak na tę porę roku wydaje się bardzo długo. Kilkakrotnie miałem ją już na powierzchni, dwa razy przy podbieraku, ale nie dawała za wygraną i nagle wybrała schronienie pod dnem łódki. Łowiłem na wędki 10 stopowe i mogłem bez problemu kierować ją tam gdzie chciałem. Niestety, ale ryba mnie przechytrzyła bo w pewnym momencie uderzyła łbem w zwisający poza burtą łódki kosz podbieraka zaczepiając o niego haczyk i znikła w toni ciemnej wody. Nie będę teraz mówił, jaka to ona była wielka, ale wiem, że naprawdę była duża.
Po kolejnym wywiezieniu zestawu uświadomiłem sobie, że wcześniejsze 25 brań z rzędu zakończyło się sukcesem, czyli 100% skuteczności. Powiem tylko że w użyciu miałem cztery przypony i wyholowałem na nie 30 karpi zaliczając tylko jedną spinkę. Łowię na haki Starbaitsa SB 1 nr 4 i przekonałem się, że są bardzo skuteczne i trwałe. Do zakończenia zasiadki o 10 rano jeszcze pięć brań i pięć ryb na macie.
Ostatni karp sezonu okazał się największą rybą zasiadki o wadze 13,90 kg. Zakończenie sezonu, które zapowiadało się wręcz tragicznie w ciągu ostatnich godzin nagle okazało się bardzo udane. Z żalem w sobotnie przedpołudnie opuszczałem łowisko Gosławice i wiem, że właśnie tam rozpocznę przyszłoroczny sezon na polskich wodach. Ciekawy jestem czy przynęta, na którą konsekwentnie łowiłem podczas trzech ostatnich zasiadek będzie tak skuteczna w przyszłym sezonie również na innych łowiskach. Wielu kolegów odwiedziło mnie na stanowisku podczas moich gosławickich zasiadek i widzieli, że łowię na nowe kulki DUO LF. Jest to nowość na 2015 rok, kulka o dwóch smakach wątroby i ryby. Do dyspozycji miałem tylko kulki zanętowe o średnicy 18 mm i jestem przekonany, że gdybym miał jeszcze mniejsze, czyli 14 mm byłoby jeszcze lepiej. Cały czas łowiłem na bałwanka - zanętówka 18 mm i pop up fluo żółty 14 mm a nęciłem dużą ilością konopi gotowanych z ROBIN RED w połączeniu z pelletem DUO LF 6 mm. Wokół zestawu umieszczałem kilka rozdrobnionych kulek zanętowych. Średnio szło około 1,5 litra towaru na zestaw. Brania w większości były bardzo anemiczne i delikatne co przy dalszych odległościach umieszczenia zestawów przy łowieniu na żyłkach nie zawsze były czytelne.
Łowiąc trzykrotnie na tym samym łowisku i na tym samym stanowisku w różnych warunkach pogodowych miałem możliwość sprawdzić wiele wariantów i wynieść z tych zasiadek nowe doświadczenia. Nie rozumiem tylko o co chodziło w mojej ostatniej zasiadce, kiedy przy bardzo stabilnej i niezmieniającej się pogodzie trzy doby siedzę bez brania a nagle nie wiedzieć dlaczego następuje branie za braniem. Sprawdzałem wszystko i ani temperatura wody, ani kierunek i siła wiatru łącznie z ciśnieniem atmosferycznym nie uległo zmianie. Im dłużej łowię tym więcej rzeczy mnie zaskakuje i myślę, że tak będzie do końca mojej przygody karpiowej, bo takie nieobliczalne potrafi być karpiarstwo.
Wszystkim życzę w nowym sezonie sukcesów i dużej skuteczności w łowieniu karpi z użyciem produktów STARBAITS.