Blog
Karpiowa przeplatanka – Łukasz Rdzanek
Niestety czasem bywa tak, że brak czasu nie pozwala na długie zasiadki nad dzikimi wodami. Na szczęście w tych trudnych chwilach, z pomocą przychodzą nam łowiska komercyjne. Właśnie nad taką podwarszawską wodę wybrałem się z kolegą. Zbiornik nie jest duży, jednak obfituje w wiele ładnych i bardzo cwanych karpiszonów. Nie jednemu dały się we znaki ich kaprysy, kiedy to po kilku dniach wracali bez ryby.
Nad wodą pojawiliśmy się w piątek po południu. Zajęliśmy wyspę, do której jedyny dostęp prowadzi przez małą kładkę. Łowienie na tej wyspie charakteryzuje się tym, że ryby biorą albo całkiem w zatoce, albo na wejściu do niej. Aby każdy z nas miał równe szanse na branie, rozstawiliśmy wędki na sztycach. Układ polegał na tym, że najpierw była wędka kolegi potem moja, potem znów kolegi itd. Taktyka na przeplatankę. W ten sposób sześcioma kijami obstawiliśmy wszystkie bardziej obiecujące miejscówki. Na moich wędkach wylądowały kuleczki 20mm Monster Crab, Secret Agent i Mulberry Florentine podpięte małymi popkami w tych samych smakach. Kolega łowił na swoje sprawdzone od lat specyfiki. Pomyślałem, że będzie to idealny sprawdzian dla bojli Roda.
Na pierwsze branie nie trzeba było długo czekać. 30 min po zarzuceniu zestawu nastąpiło branie z głębi zatoki na Monster Craba. Po kilku mocnych odjazdach i porządnym ochlapaniu czekającego z podbierakiem kolegi, na macie zameldował się piękny karpik o wadze 11,7 kg. Niestety tego wieczoru już nie było brań. Sytuacja odmieniła się nad ranem. O godz. 4:00 zbudził mnie dźwięk centralki. Tym razem branie z wejście do zatoki na kulkę Secret Agent. Rybka znacznie silniejsza. Na moje szczęście postanowiła uciekać na otwartą wodę. Na spokojnie dałem jej się wyszaleć i po pewnym czasie wprowadziłem do podbieraka. Zestaw wylądował ponownie w wodzie, karp w worku a ja w śpiworze. Jednak nie miałem co liczyć na spokojny sen. Cichy hol i podebranie nie wystraszyły innych smakoszy Secret Agenta. Ledwo zmrużyłem oczy a tu kolejny odjazd. Ta sama wędka. Wejście do zatoki, zestaw pod nawisem wierzby. Znacie to uczucie kiedy wygięta do granic możliwości wędka się prostuje, a jeszcze przed chwilą grająca na wietrze, naprężona żyłka spada na powierzchnię delikatnymi falami? Założę się, że znacie. Tego ranka znowu mnie to spotkało. Karpik odpłynął i pozostawił mnie z irytacją okraszoną poczuciem zawodu. Ale nie ma co się zrażać. Łowimy dalej. Jedynym pocieszeniem było to, że kolega wyjął wszystkie zestawy i zaczął kombinować ze smakami swoich kulek. W międzyczasie słońce weszło znacznie wyżej, zrobiło się ciepło i słonecznie. Pogoda jak magnes przyciągnęła nad wodę rodziny z dziećmi, amatorów piwka i grilla, weekendowych siatkarzy plażowych oraz ciekawskich spacerowiczów którzy nie wiadomo skąd pojawiali się przy wędce i lekko trącając palcem hanger pytali „A co to?”. Efekt był taki, że do nocy cisza. Przynajmniej na spokojnie zważyliśmy rybkę z worka. Waga pokazała 13,7kg. W nocy też spokojnie pospaliśmy. Na szczęście dla nas, niedziela przywitała nas pochmurną aurą i lekkim deszczem. Z nad wody zniknęli turyści. Zrobiło się spokojnie i od razu ożywiły się karpie. Kolejny raz powtórzył się schemat: zestaw pod wierzbą i Seret Agent. Tym razem tzw mały ale wariat. Wskazówka wagi zatrzymała się na 6,5kg. Może niezbyt duży ale za to z bardzo ładnymi drobnymi łuskami.
Szkoda mi tylko Kolegi, który podczas całej zasiadki mógł potrzymać karpie tylko za pośrednictwem podbieraka. No cóż… Bywa i tak.
Czas zwijać sprzęt i wracać do rzeczywistości. Na pewno wrócimy jeszcze nie raz nad tą wodę aby pobawić się z karpikami w przeplatankę.
Pozdrawiam,
Rydzu, Rod Hutchinson Team Poland