Blog
Weekend z amurami
Jak co rok ten długi weekend z kolegą spędziliśmy na krakowskiej żwirce. Do tej pory mieliśmy dobre wspomnienia z nad tej wody, więc i tym razem tam postanowiliśmy łowić kilka dni. Startujemy. Nad zbiornikiem jesteśmy już we wtorek po południu i tuż przed zmrokiem nasze obozowisko stoi gotowe. Mamy swoje typy i każdy z nas łowi inaczej. Szybka wywózka i nasze dzidy kierujemy na drugi brzeg. Czekamy. Tej nocy jednak słuchamy tylko spławów i chlupnięć. Mamy dobre nastroje na resztę pobytu. Rano odwiedziny naszego kolegi, który dostarcza mi do testów piękne, wędeczki które sam projektuje i wykonuje. Teraz się zacznie. Nowe kije – nowe wyzwania. Nie mogłem się doczekać żeby wreszcie móc na nie łowić. O godzinie 9 rano melduje się pierwszy karp. Nie za duży, ale jest. Łowisko zasypane było na słodko a maluch zasmakował w RH Mulberry Florentine. Jakoś ostatnio ten aromat wrócił do moich łask, więc i ja jeden kij postawiłem właśnie na niego. Opłacało się. Drugi jak na poprzedniej zasiadce ustawiłem na RH Mega Tutti Frutti. Nie kombinowałem, choć już tego dnia powinienem. Jak się potem okazało kombinacje były zbędne. Razem z Andrzejem przetestowaliśmy wszystko, co posiadamy w arsenale zapachów. Ryba brała słabo, ale to, co razem udało nam się złowić uważamy za minimalny sukces. Ale jak było dalej? Kolejny dzień z pogodnym porankiem. Można podziwiać przy kawce lądujące samoloty. A schodzą nisko nad tą wodą. Widok dla oka przemiły. Patrząc jak kolejny Easy Jet składa się do lądowania mam branie. Niemrawy opad a po nim lekkie podniesienie swingera. Podchodzę do kija i czekam, co dalej. Opada ponownie. Myślę sobie „lechosław” albo „kronp”. Zacinam i ryba idzie jak szmata, ale co chwilkę ciężej. Zwijam zestaw i wreszcie torpeda odpala po raz pierwszy. Amur idzie w obie strony, co chwilę. Holuję w miarę mocno, ale z wyczuciem na młynku żeby w razie kolejnego odpału wybierał żyłkę. Kilka pomp i kumpel fachowo podbiera azjatę. Długi, średniej wagi, ale ładny. Ważymy i mam 12kg. W nocy robi się zimno. Już mnie delikatnie osłabiają te przymrozki w tym sezonie. Wstaję nocą, bo słyszę lekkie popiskiwanie. To fałszywy alarm. Robię kolejną fotkę zmrożonej maty i klnę pod nosem – oby po raz ostatni. Niech mata będzie mokra a nie mroźna. Idę spać. Kolejny dzień jest już z mrocznym niebem i przelotnym deszczem. No żesz … jeszcze do tego mrozu deszczu nam trzeba było. Deszcz jest jednak dość ciepły i po opadach woda paruje. W ten dzień Andrzej ma branie amura i wyciąga 13kg a wieczorem kolejne10kg. Ja w dzień zaliczam kolejnego karpika na RH MTF. Pomału nastaje przed ostatnia noc naszej wyprawy. Wywozimy zestawy i czekamy w namiocie. Do późnej nocy cisza. I tak do godziny 4 rano, kiedy mam roladę na młynku. Szybka ewakuacja z namiotu i zacinam rybsko. Teraz czuję większą wagę. Miła praca nowego kija i spokojny hol. Jeszcze chwila jeszcze moment i jest. Mam golasa 15kg na RH MF. Tej nocy tylko on ale Cieszę się. Kończymy – ostatnia nocka i czuwanie na maksa. Liczymy, że po wcześniejszych zmianach pogody coś się zmieni. Jest zmiana. Kumpel ma mega branie. Holuje i widzę pompa na kiju konkretna. Trwa to i trwa, ale cierpliwie czekam wykładki żeby podebrać. Niestety ryba dołuje tak gwałtownie, że pęka hak. Mały techniczny błąd przeszkodził koledze w podniesieniu wyniku. Zniesmaczeni i marudzący pod nosem wracamy do gawry. Po niecałej godzinie branie u mnie. Start i zacięcie. Czuję rybsko ale po krótkim holu przegrywam. Ryba spada. Mgła, która tej nocy nadciągnęła nad wodę była tak gęsta, że już do rana nie ponawiamy wywózki a zestawy rzucamy. Tak minęła nam majówka. Kilka ryb złowionych, kilka spiętych i zerwanych. Łącznie mamy 3 amury w tym jeden 13kg i 3 karpie razem z moją piętnastką. Wynik? Zawsze mogło być lepiej, – ale niebawem rewanż – skopiemy kaprom płetwy. Pozdrówka KRON, Rod Hutchinson Team Poland, 15-05-2015