Blog
Jesienna przeplatanka
Jesienna aura potrafi zadziwić, szczególnie w tym roku. Pod koniec lata synoptycy ostrzegali przed wczesną zimą. Początek października miał być już typowo zimowy. Na szczęście nie wierzę w długoterminowe opowieści naszych pogodynek. Co prawda noce są chłodne, poranki mgliste, ale dniówki – to może być różnie. Podczas ostatniej zasiadki miałem sposobność obserwacji mglistych poranków, wieczorne ulewy a wciągu dnia piękne słońce. Co prawda był to miks pogodowy, ale nie można wybrzydzać. Zawsze lepiej niż w pracy. Temperatura wody wahała się w przedziale od 12,2C do 13,8C. Analogicznie szukałem tych cieplejszych miejsc. Jednakże ryby pokazywały się w części zbiornika, gdzie woda jest głębsza i chłodniejsza. W moim rejonie nie było takich miejsc, ale udało się namierzyć trochę większy dołek, w którym zasadziłem się z niezawodnym Kill Krilem. Jako dodatkowy atrybut, zastosowałem dip w proszku, również o smaku Kill Kril. Dip rozpuszcza się w wodzie, tworząc wabiącą smugę. Kulki montowane na przyponie wykonanym w styku „ala” Chood Rig. Nie znam nic lepszego na delikatne brania i ostrożne karpie. Oczywiście przy agresywnym pochłanianiu przynęty, także dobrze się sprawdza.
Po pierwszej, niepełnej dobie miałem na koncie 4 ryby, z czego 2 w przedziale 14-16,8kg. Nie są to klamoty, ale cieszą bardzo. Z racji obowiązków służbowych zacząłem łowić dopiero o 2 w nocy.
Zmiana pogody, ulewy, ochłodzenie jeszcze bardziej odsunęło karpie od naszego obozowiska. Na naszym brzegu nie było już żadnych oznak bytowania cyprinusów. Jednak to, że ich nie widać, nie oznacza, że ich nie ma.
Pozostałem nieugięty w swoim wyborze i konsekwentnie trzymałem zestaw w znalezionym dołku. Nic z zestawem nie robiłem przez dwie doby. W noc poprzedzającą wyjazd, cierpliwość został nagrodzona. O godzinie 3-ciej na matę zawitał niezwykle waleczny, 18-sto kilogramowy karp. Do tej pory brania były bardzo delikatne, jedno, dwa piknięcia sygnalizatora, to wszystko. Ten strzał był inny. Już od wiosny nie miałem tak potężnego odjazdu. Sygnalizator wył nawet po podniesieniu kija. Zanim pozbierałem się z namiotu, ryba wyciągnęła ponad 40 metrów żyłki. Sam byłem zdziwiony jak daleko musiałem po nią płynąć. Ale było warto.
Każdą zasiadkę trzeba traktować ze specjalnym podejściem. Ważne, aby mieć swój cel i postępować według swoich postanowień. Przekonanie do sprawdzonych przynęt i podstawowa znajomość karpiowatego zachowania, przeważnie doprowadzą nas do sukcesu. Nie ma nic piękniejszego, niż możliwość obserwacji powracającego karpia do swojego domostwa.
Z karpiowymi pozdrowieniami Przemysław Badyniak